11.07.2014 r.
(Karolina)
Jestesmy juz w podrozy 42 godziny, za chwile wylatujemy z Hong Kongu do Manilii. Kolejna noc na lotnisku...
Jestesmy juz w podrozy 42 godziny, za chwile wylatujemy z Hong Kongu do Manilii. Kolejna noc na lotnisku...
Dotarlismy na Filipiny!!! Teraz tylko musimy przedostac sie z terminalu 3 na 4. Jest darmowy transport. Przejechalismy sie pomiedzy stojacymi na plycie samolotami. Pojechalismy pod budynek, a tam mnostow zelastwa. Czy to czesci do samoltu? Jakimis tylami dotarlismy na hale odlotow.... chociaz to chyba zbyt duzo powiedziane... barak i totalna prowizorka. Kilka stanowisk, informacje o ktorej odlot napisane na kartce formatu A4. Juz myslalam, ze nic mnie w Azji nie zaskoczy a jednak. Po odprawie przechodzimy na hale odlotow. Kilka krzeselek i tlumy ludzi. Pani staje przy drzwiach i nawoluje. Spacerkiem po plycie dostajemy sie do samolotu.
Po krotkim locie (2 godz. ) ladujemy na Boholu. Zaczynamy przygode na Filipinach :-) tu nas jeszcze nie bylo...
Po wyjsciu z lotniska w Tagbilaranie obstepuje nas tlum oferujacy podwiezeni do miasta. Udajemy totalne zobojetnienie, aby zbic z ceny (mamy juz w tym wprawe). W koncu utargowalismy satysfakcjonujaca nas cene. Docieramy do centrum miasta. Musimy kupic karte sim, zeby skontaktowac sie z Jojo. A Jojo to Filipinczyk, ktory studiuje w Tagbilaranie natomiat jego rodzina mieszka na wyspie, na ktora chcemy sie dostac. Kontakt do niego otrzymalismy od Darka poznanego na Travelbicie. Szukajac sklepu z kartami sim z placakami na plecach i przy 40 stopniach po 5 minutach jestesmy cali mokrzy. W koncu prosimy o pomoc spotkane policjantki. Pomagaja nam kupic karte sim. Nawet nie wiemy kiedy wyszly gdy my placilismy. Nie zdazylismy im podziekowac. Piszemy w koncu sms-a i umawiamy sie na spotkanie z Jojo. Pojawia sie i witamy sie jak dobrzy znajomi. To jest niesamowite jak serdeczni sa Filipinczycy. Przedstawiamy mu nasz pomysl spedzenia czasu, ktory mamy zaplanowany na Bohol. Po godzinie dyskusji pakujemy sie do tricykla (a wydawalo nam sie ze nasza trojka wraz z plecakami nie ma szans sie zmiescic), jednak nie ma rzeczy niemozliwych...
Lokalny, najtanszy srodek lokomocji - tricykl
Lokalny, najtanszy srodek lokomocji - tricykl
Docieramy do portu i szukamy promu na Cebu. Zdazylismy bo odplywa za 15 minut. Po dokladnych informacjach okazalo sie, ze prom plynie na Cebu do miasta Cebu, a my konkretnie chcemy sie dostac do Oslob, na poludniu wysypy. Czyli jeszcze trzeba tam dojechac autobusem jakies 4 godziny. Jest 18.15 - 3 godziny na promie i potem jeszcze 4 godziny autobusem. Trzeba podjac szybko decyzje.... - plyniemy. Prom calkiem przyjemny. Mamy wyznaczone miejsce. Lekko kolysze wiec da sie wytrzymac bez aviomarinu. Nawet nie wiem kiedy minal czas bo chyba przespalam cala droge. Do Cebu docieramy o 21.30. Szuakmy jakiegos transportu bo musimy dostac sie na dworzec autobusowy. Lapiemy jeppney, to taki przerobiony nasz polski zuk. To tak jakby wstawic lawki na pake i wyciac boczne sciany. Fajna sprawa. podobno nie ma dwoch takich samych.
Yeppney - lokalny tani miejski autobus
Po 20 minutach docieramy na dworzec. Szukamy informacji, czy jeszcze zlapiemy jakis autobus do Oslob. No i po raz kolejny usmiecha sie do nas szczescie. Wsiadamy na samym koncu autobusu liczac ze juz nikt kolo nas nie usiadzie. Po 10 minutach jest pelen autobus i musimy sie scisnac bo kolo nas siadaja ludzie. No coz musze przyznac, ze nie zazdroscilam kolesiowi obok mnie bo bylismy juz 56 godz. w podrozy. Delikatnie rzecz ujmujac to mozna porownac do podrozy PKS Grojec w latach 80 kiedy mydlo i inne kosmetyki byly dobrem luksusowym. Na jego szczescie wszystkie okna byly otwarte...Po 3 godzinach docieramy na miesce. Wszedzie glucho i ciemno, jest 00.30 i nie wiemy gdzie szukac noclegu. Nagle pojawia sie mlody chlopak i oferuje pomoc. W koncu o 1.00 w nocy udaje sie pod prysznic i nawet mi nie przeszkadza ze jest zimny bo po 60 godz. podrozy to istny luksus. Mozna rozprostowac kosci.
Yeppney - lokalny tani miejski autobus
Po 20 minutach docieramy na dworzec. Szukamy informacji, czy jeszcze zlapiemy jakis autobus do Oslob. No i po raz kolejny usmiecha sie do nas szczescie. Wsiadamy na samym koncu autobusu liczac ze juz nikt kolo nas nie usiadzie. Po 10 minutach jest pelen autobus i musimy sie scisnac bo kolo nas siadaja ludzie. No coz musze przyznac, ze nie zazdroscilam kolesiowi obok mnie bo bylismy juz 56 godz. w podrozy. Delikatnie rzecz ujmujac to mozna porownac do podrozy PKS Grojec w latach 80 kiedy mydlo i inne kosmetyki byly dobrem luksusowym. Na jego szczescie wszystkie okna byly otwarte...Po 3 godzinach docieramy na miesce. Wszedzie glucho i ciemno, jest 00.30 i nie wiemy gdzie szukac noclegu. Nagle pojawia sie mlody chlopak i oferuje pomoc. W koncu o 1.00 w nocy udaje sie pod prysznic i nawet mi nie przeszkadza ze jest zimny bo po 60 godz. podrozy to istny luksus. Mozna rozprostowac kosci.
[KS]
(Slawek)
Ja dodam kilka slow od siebie.
Ja dodam kilka slow od siebie.
Gdy spotkalismy Jojo pojechalismy w czworke (+ kierowca) tricyklem do portu. Chcemy sie dostac do Oslob, tam gdzie mozna spotkac rekiny wielorybie. Jedyny prom jest bezposrednio do stolicy wyspy Cebu - Cebu. Wczesniej liczylismy, ze tam trafimy na koniec naszego pobytu na Bohol, a tej nocy odpoczniemy w Tagbilaran. Decydujemy sie dostac na Cebu i stad kolejna noc w podrozy. Wymienilismy zbyt malo pieniedzy aby starczylo nam na Cebu. Jojo pyta nas czy ma nam pozyczy swoje pieniadza. Spogladamy na siebie..., odpowiadamy ze damy sobie jakos rade. Tym samym Jojo bardzo nas ujal. Nie znal nas a chcial nam pozyczyc swoje pieniadze. Zegnamy sie z Jojo, wsiadamy na prom. Plyniemy. W srodku miejsca przydzielona jak w samolocie, klmatyzacja na maxa. Robi sie porzadnie chlodno, wrecz zimno. Dziewczyny ubraly bluzy. Jest OK. Spogladam na Karoline - jest wyczerpana i jednoczesnie wsciekla na mnie. Za to, ze podjalem taka decyzje. Teraz wiem, ze chciala zostac w Tagbilaran, odpoczac choc jedna noc. Niestety jest inaczej. Plyniemy do Cebu i nie wiemy co dalej. Czy bedziemy tam nocowac?, czy tez uda nam sie cos zlapac w kierunku do Oslob. Natka pada, Karolina wkrotce tez. Spia. To dobrze, troche wypoczna. Mnie sie nie udaje. Martwie sie. Czasem drzemie kilka minut lecz puszczony na dvd na promie film (Noe) budzi mnie co kilka minut. Doplywamy do Cebu. Dostajemy sie na dworzec poludniowy. Po drodze pytam z przyjaznych pasazerow,( czy sa szanse na zlapanie autobusu w kierunku Oslob. Odpowiada zadne. Mowiac jednoczesnie, ze ma znajomych korzy wynajmuja pokoj. Opadam z sil. Podjalem zla decyzje, trzeba bylo zostac w Tagbilaran i zmienic plan podrozy. Dojezdzamy do dworca. Pedzimy w kierunku autobusow. Jest do Oslob!!! Pelen ludzi ale jest. Nawet na dachu alemusimy nim pjechac! Kierowca odmawia, ale mowi ze za kilka minut podjedzie nastepny. Tak, jest. Ladujemy sie jako pierwsi. Najwazniejsze ze jedziemy :-)! co dalej zobaczy sie ;-).
Docieramy do Olob, konduktor pyta nas gdzie chcemy konkretnie wysiasc. Okazuje sie, ze miejsce z rekinami jest dobrych kilkanascie kilometrow dalej. Doplacamy do biletow i jedziemy. W koncu wysiadamy, wszystko pozamykane. Slyszymy morze, wiec nie jest zle. Wchodzimy na jakies podworko, obszczekuja nas psy. W koncu pomaga nam jakis mlody chlopak. To Wiktor. Szuka dla nas noclegu. Idziemy za nim po plazy. Mysle sobie - a wiec tu za kilka godzin jest szansa zobaczyc rekiny wielorybie. Caly bungalow dla siebie. Boze jestes wielki! Zastanawiamy sie czy mamy na tyle sil aby skorzystac z lazienki. Ja bym odpuscil, Karolina jednak jest twarda. Idziemy pod zimny prysznic. Po dwoch nocach i trzeh dniach w podrozy - zwyczajnie smierdzimy. Co na to rekiny rankiem? To jest argument! Jejku jeszcze nigdy zimny prysznic nie sprawil mi tyle radosci. Umawiamy sie z Wiktorem na nastepny dzien o 8.00 rano. Dziewczyny padly, ja jeszcze nie. Mimo makabrcznego zmeczenia nie moge zasnac. Rozmyslam. Jetesmy u celu, chcielismy poplywac z rekinami wielorybimi juz od jakiegos czasu o tym marzylismy. Nie musialem przekonywac rodziny. One juz nadaja na tych samych falach. Polknely bakcyla podroznika. Ale to ze tu jestem, to nie takie proste... od marzen do celu droga daleka...wielu poprzestaje na marzeniach. Nam udaje sie je realizowac. Ciesze sie ze Karolina i Natka nie skupiaja sie na celach materialnych, nasze podroze im wystarczaja. To jest to. Zasypiam.
[SS]
Film: "W drodze z Cebu City do Oslob"
lub tu:
http://www.magisto.com/video/KkdDNAAXECAvWgRpYw
Nadają na tych samych falach... Ciekawe... :o)
OdpowiedzUsuńFajnie, że wreszcie się odezwaliście!
Pozdrawiam,
KJ
Krzysztof, mamy prolemy z internetem - dlatego jest jak jest...
UsuńWitajcie kochani, Sławku,żeby nie było,że nie czytam...czytam(ja Aśka), ale przede wszystkim czekamy na wieści od Was . Odezwijcie sie ,bo my wiedząc o tajfunie na Filipinach ogladamy każde widaomości i nie żeby Was tam gdzieś zoabczyć,ale żeby mieć pojęcie co sie dzieje gdzieś koło Was. Wierze,że jesteście bezpieczni.Domyslam się ,że łączność ze światem macie obecneie utrudnioną ale codziennie będę zagladać na bloga żeby się upewnić i dowiedzieć czegos o waszej wyprawie.. Pozdrowienia dla Karoliny I Natki. Aśka :) i Mirek
OdpowiedzUsuńAsiu, Mirku oraz pozostali czytelnicy, ktorzy wysylaja mile slowa na nasza poczte - dziekujemy za wsparcie. A jest nam potrzebne....
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy!
SKiN