(Karolina)
No i znowu w droge. Zgodnie z umowa o 9.00 jestesmy gotowi aby ruszyc dalej - do El Nido. Kierowca busa juz na nas czeka. Pakujemy plecaki, zajmujemy wygodne miejscowki i ruszamy. Ale jakie bylo nasze zdziwienie kiedy zamiast do El Nido podjezdzamy pod biuro jego szefa. Okazuje sie, ze musimy poczekac na jednego Anglika, ktory za chwile laduje i jedzie bezposrednio do El Nido. No tak, tylko ze gosc juz jest, zjadl sniadanie a my nadal czekamy. Wszyscy mowia, ze jeszcze tylko chwile i juz jedziemy i tak od 9.00 rano czekamy do 11.00, w koncu ruszamy. Taki drobny poslizg... Naszymi towarzyszami podrozy sa dwie Austryjaczki, Anglik i jeszcze dwojka Hiszpanow - malzenstwo. Mamy przed soba 5 godzin jazdy. Za oknem piekne widoki, Slawek szaleje z aparatem.
Po dwoch godzinach jazdy docieramy do punktu kontrolnego. Jak sie okazalo nie wolno przewozic owocow mango z poludnia wyspy na polnoc, gdyz mozna przewiezc owady powodujace choroby u tych drzew owocowych. Na szczescie nikt nic nie ma. Ale kiedy mamy juz ruszyc dalej, Hiszpan prosi kierowce aby chwile zaczekal, bo chyba wszystkie pieniadze i paszporty zostawili w hotelu w Puerto Princesa. Przeszukali wszystkie bagaze. Goraca linia z hotelem. Musza zostac i zlapac busa powrotnego, my jedziemy dalej. Wtedy tez przypomniala mi sie moja historia z Indonezji, jak zostawialm w busie całą torbe. Szybki ruch ręką - mam. Co prawda po tej przygodzie sprzed roku, mam jakas straszna manie i co chwila sprawdzam czy mam dokumenty, portfel, pieniadze itd. Juz nawet Natka ze Slawkiem sie ze mnie smieja, ze ciagle liczę nasze bagaże :-). W koncu zatrzymujemy sie na obiad. Tu chyba jest dobry moment aby napisac cos o kuchni filipińskiej. No coz, zupelnie nie przypadła mi do gustu. Tu wszystko jest na slodko, nawet grilowane czy smazone kielbaski sa posmarowane jakas slodka glazura, zwykly chleb jest slodki. Zwykłe hamburgery podawane sa w slodkiej bulce. To zupelnie nie moje smaki. Ale za to samą radością jest kupowanie jedzenia. Na straganie stoi 20 garnków z jedzieniem.
Idzisz i zagladasz do kazdego, podnoszac przykrywkę i nakladasz to na co masz ochotę. Poprzez tłusty smażony w słodkim sosie boczek, przez kurze szyjki, nogi, podroby, grilowaną wieprzowinę, ryby w różnych postaciach, po wodorosty przypominajace smakiem sushi :-). Samo to zagladanie jest przyjemnoscią. Na kazdym rogu jest tez cukiernia, a w niej mnósto roznych ciastek. I znowu - nawet te z dodtakiem cebuli są na słodko :-). Zjadamy obiad i ruszamy dalej. Droga jest dość kręta. Kierowca jedzie jak szalony, pewnie musi nadrobic 2 godz. opoznienia... W koncu okolo 17 docieramy do El Nido. Pierwsze wrażenie - kurde tu jest jak w Polsce w Jastarni czy Juracie, na Helu w szczycie sezonu... Pelno straganow na wąskich nadmorskich uliczkach. Zostawiamy bagaze w guesthausie, który leży tuz nad plażą. Mamy cudowny widok na port.
Widok z okna naszego pokoju.
Idziemy zrobic rozeznanie i zorientowac sie w możliwości wypożyczenia motorów. Wszedzie ceny sa takie same - ale wiadomo, że my tak latwo sie nie poddajemy. Mamy pomysl, aby wypożyczyć dwa motory - Sławek z Natką pojadą na motocrossie a ja jakimś skuterkiem będę starała się ich dogonić :-). Umawiamy sie ze sprzedawcą, że wrocimy jutro rano. Gdy pomyślę o jutrzejszym dniu to mi się jakoś nieswojo robi. Majac w pamieci przygode w Tajlandi na Ko Phangan, gdzie zaliczylam upadek na skuterze teraz dosc sceptycznie podchodzę do takich pomysłów. No cóż ale trzeba przełamywać własne słabości i iść dalej. Przy zachodzie słońca zjadamy kolacje.
Po garnkuchni lekka odmiana :-)
Pyszne grilowane owoce morza - kalamarnica i krewetki.
(KS)
(Slawek)
Dwa slowa uzupelnienia do posta Karoliny - do El Nido nie przyjezdza sie dla wypoczynku w samym miasteczku. Szkoda na to czasu. Tu sie jest dla mozliwosci podziwiania i odkrywania okolicznego archpelagu - Bacuit. Wielu roznej wielkosci wysepek, czesto pionowych, wystajacych z morza skal siegajacych kilkudzieseciu, a nawet kilkuset metrow wysokosci. Od dluzszego czasu ogladalismy zdjecia tego miejsca i zawsze robily na nas wrazenie.
(SS)
Po dwoch godzinach jazdy docieramy do punktu kontrolnego. Jak sie okazalo nie wolno przewozic owocow mango z poludnia wyspy na polnoc, gdyz mozna przewiezc owady powodujace choroby u tych drzew owocowych. Na szczescie nikt nic nie ma. Ale kiedy mamy juz ruszyc dalej, Hiszpan prosi kierowce aby chwile zaczekal, bo chyba wszystkie pieniadze i paszporty zostawili w hotelu w Puerto Princesa. Przeszukali wszystkie bagaze. Goraca linia z hotelem. Musza zostac i zlapac busa powrotnego, my jedziemy dalej. Wtedy tez przypomniala mi sie moja historia z Indonezji, jak zostawialm w busie całą torbe. Szybki ruch ręką - mam. Co prawda po tej przygodzie sprzed roku, mam jakas straszna manie i co chwila sprawdzam czy mam dokumenty, portfel, pieniadze itd. Juz nawet Natka ze Slawkiem sie ze mnie smieja, ze ciagle liczę nasze bagaże :-). W koncu zatrzymujemy sie na obiad. Tu chyba jest dobry moment aby napisac cos o kuchni filipińskiej. No coz, zupelnie nie przypadła mi do gustu. Tu wszystko jest na slodko, nawet grilowane czy smazone kielbaski sa posmarowane jakas slodka glazura, zwykly chleb jest slodki. Zwykłe hamburgery podawane sa w slodkiej bulce. To zupelnie nie moje smaki. Ale za to samą radością jest kupowanie jedzenia. Na straganie stoi 20 garnków z jedzieniem.
Idzisz i zagladasz do kazdego, podnoszac przykrywkę i nakladasz to na co masz ochotę. Poprzez tłusty smażony w słodkim sosie boczek, przez kurze szyjki, nogi, podroby, grilowaną wieprzowinę, ryby w różnych postaciach, po wodorosty przypominajace smakiem sushi :-). Samo to zagladanie jest przyjemnoscią. Na kazdym rogu jest tez cukiernia, a w niej mnósto roznych ciastek. I znowu - nawet te z dodtakiem cebuli są na słodko :-). Zjadamy obiad i ruszamy dalej. Droga jest dość kręta. Kierowca jedzie jak szalony, pewnie musi nadrobic 2 godz. opoznienia... W koncu okolo 17 docieramy do El Nido. Pierwsze wrażenie - kurde tu jest jak w Polsce w Jastarni czy Juracie, na Helu w szczycie sezonu... Pelno straganow na wąskich nadmorskich uliczkach. Zostawiamy bagaze w guesthausie, który leży tuz nad plażą. Mamy cudowny widok na port.
Widok z okna naszego pokoju.
Idziemy zrobic rozeznanie i zorientowac sie w możliwości wypożyczenia motorów. Wszedzie ceny sa takie same - ale wiadomo, że my tak latwo sie nie poddajemy. Mamy pomysl, aby wypożyczyć dwa motory - Sławek z Natką pojadą na motocrossie a ja jakimś skuterkiem będę starała się ich dogonić :-). Umawiamy sie ze sprzedawcą, że wrocimy jutro rano. Gdy pomyślę o jutrzejszym dniu to mi się jakoś nieswojo robi. Majac w pamieci przygode w Tajlandi na Ko Phangan, gdzie zaliczylam upadek na skuterze teraz dosc sceptycznie podchodzę do takich pomysłów. No cóż ale trzeba przełamywać własne słabości i iść dalej. Przy zachodzie słońca zjadamy kolacje.
Po garnkuchni lekka odmiana :-)
Pyszne grilowane owoce morza - kalamarnica i krewetki.
(KS)
(Slawek)
Dwa slowa uzupelnienia do posta Karoliny - do El Nido nie przyjezdza sie dla wypoczynku w samym miasteczku. Szkoda na to czasu. Tu sie jest dla mozliwosci podziwiania i odkrywania okolicznego archpelagu - Bacuit. Wielu roznej wielkosci wysepek, czesto pionowych, wystajacych z morza skal siegajacych kilkudzieseciu, a nawet kilkuset metrow wysokosci. Od dluzszego czasu ogladalismy zdjecia tego miejsca i zawsze robily na nas wrazenie.
(SS)
Pyszne te Wasze obiadki, zdjęcia i przygody.
OdpowiedzUsuńCały czas śledzimy Waszą podróż i kibicujemy!
Wiolka i chłopaki :).
Dzieki za słowa wsparcia!
OdpowiedzUsuńTak, 'obiadki' są pyszne, niecodzienne, inne od tych które przez caly rok jadamy. Chociaz polska kuchnia nam bardzo odpowiada :-)
Pozdrawiamy :-)
SKiN