wtorek, 19 lipca 2016

2015 - 23. Labuanbajo

24-25.07.2015.
(Natalia)


   Ruszamy dalej. W zachodniej części Flores w końcu widać jakieś równiny. Aż nie chce się wierzyć, że taki monotonny krajobraz, z płaskimi polami ryżowymi można znaleźć na tej wyspie. Po długiej podróży wreszcie przyjeżdżamy do Labuan Bajo.

   Byliśmy tu już kilka lat temu i pamiętamy to maleńkie portowe miasteczko. Jest już ciemno i musimy znaleźć jakieś miejsce do spania. Jeździmy z Donatusem od jednego do drugiego, ale nigdzie nie ma już pokoi. Zmartwieni i zmęczeni znajdujemy w końcu jakiś wolny pokój przy portowej tawernie. Warunki dość spartańskie, ale decydujemy się zostać. Zanosimy plecaki, pod nogami biegają nam karaluchy i inne robactwo, ale zmęczenie bierze górę nad strachem czy obrzydzeniem (dobrze, że Mama nie widziała tych szczurów, które biegają w rynsztoku...).
     Proponujemy Donatusowi, aby poszedł z nami zjeść ostatnią, pożegnalną kolację. Idziemy więc na wybrzeże, 'za zakrętem' jak je kiedyś nazwaliśmy, gdzie nie ma już rozkapryszonych i wrzeszczących bule (głównie Australijczyków). Jest ramadan, więc po zachodzie słońca wszyscy miejscowi muzułmanie tu przesiadują i jedzą wieczorny posiłek. Znajduje się tu wiele stoisk z morskimi potrawami, które na miejscu, w garkuchni, są przyrządzane. Pamiętam, że kilka lat temu będąc w Labuan Bajo jadłam najlepsze w życiu krewetki. Pełna nadziei ruszam na poszukiwanie mojego przysmaku. Na moje nieszczęście nigdzie nie ma już krewetek. Wybieramy więc jedno ze stoisk, siadamy i czekamy na nasze zamówienie. Chwile później dostajemy pysznie wyglądające ryby, a tata ośmiorniczkę. Najedzeni i baaaardzo zmęczeni wracamy do gesthouse’u uprzednio umawiając się z Donatusem na rano.
 
   
  Następnego ranka budzimy się wcześnie, pakujemy plecaki i opuszczamy pokój w naszej tawernie. Przed wejściem czeka już na nas Donatus. Zatrzymał się na noc, aby rankiem nas jeszcze podrzucić na lotnisko. Jedziemy na lotnisko. Tu kończy się nasza niesamowita przygoda z nowym przyjacielem. Obiecujemy do siebie pisać, żegnamy się i idziemy szukać naszego lotu.
[NS]
 
 

 Wyżynny krajobraz pomiędzy Ruteng a Labuan.

 Płasko w zachodniej część Flores.

 Nietypowe pola ryżowe - nie wiszą na skałach, zboczach, tu ryż rośnie na płaskim terenie.

 Dojeżdżamy do Labuanbajo. W oddali widać Komodo NP.

 Ostatni posiłek z naszym przyjacielem - Donatusem.
 

 Nasze lokum na tę jedną noc w Labuan.

 O poranku za to niesamowite widoki na zatokę...

 ... i port.

Żegnamy się z Donatusem....

 ... mając nadzieję na powtórne kiedyś spotkanie. Kto wie... - może w Polsce? :-)

 Nowe lotnisko w Labuan Bajo.

Wylatujemy do.... CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz