środa, 15 lipca 2015

2015 - 3. Ambon

12.07.2015
(Karolina)

   Trudno bylo sie dzis obudzic. Róznica czasu to az +7 godz. Wczoraj pytajac sie o sniadanie uslyszelismy ze jest pomiedzy 8 a 10. O 7.10 pukanie do drzwi - Pani przyniosla sniadanie...Jak widac pojecie czasu jest wzgledne.
    W koncu udaje nam sie zebrac i ruszamy. Najpierw zoltym bemo w kilka minut docieramy do Mardika Market. Otwieram portfel aby zaplacic i tak sie zastanawiam ile, bo tylko po indonezyjsku kierowca mowi, w koncu siedzaca obok pani wyjmuje mi z portfela wlasciwy bankot. ... [Całość posta niżej]
    Ruszamy dalej - tym razem zielonym bemo jedziemy na poludnie wyspy. Pokazuje kierowcy dwa banknoty, zabiera jeden i wydaje reszte. Tak sobie mysle, ze uczciwy sa tutaj ludzie. Mogliby spokojnie nas oszukac a jednak tego nie robia. Moje postanowienie na dzis - nauczyc sie liczebnikow po indonezyjsku. Idziemy na plaze. Wejscie jest platne co mnie lekko zdziwilo. Za nasza trojke zaplacilam 10 000 tys rupi. Jak kasjer to pomnozyl przez 3 ze wyszlo mu tak rowno tego nie wiem. Dzis niedziela wiec cale rodziny odpoczywaja nad morzem. Jest odplyw i trudno sie kapac, do tego dno w zasadzie cale w rafie i bardzo duze fale. Kupujemy cos miejscowego do jedzenia - bananay w ciescie nalesnikowym smazone na glebokim tluszczu. Pycha! Przeszlismy sie jeszcze kawalek, wczulismy sie w klimat. Mozemy juz wracac. Trzeba zlapac zielone bomo. Po powrocie do Ambon postanowilismy polazic po miejscowym bazarze. Jak zwykle niesamoite wrazenia. Kupisz na takim bazarze wszystko, przez ubrania, buty, zabawki, wyprawke do szkoly, bizuterie i oczywiscie jedzenie. Nie wiem czemu ale wzbudzamy totalne zainteresowanie wsrod miejscowych. Teraz faktycznie jest poza sezonem i nie spotyka sie tu bialych. Po pol dnia usmiechania sie i odpowiadania na 10000 hello mr (nie znaja chyba mrs...) i where are you from, bola mnie miesnie twarzy. W tej beztrosce doszlismy do czesci muzulmanskiej marketu i tu juz nie bylo tak milo. Szybko sie wycofalismy. Piechota wracajac do naszego hostelu zahaczamy jeszcze o kosciol. Jak sie okazalo protestancki. Jest juz popoludnie wiec dochodzimy do wniosku, ze w sumie obiad moglibysmy zjesc. Zachodzimy do ulicznej budki i zamawiamy zupe z klopsikami z wolowiny i makaronem ryzowym. Za trzy porzadne porcje zaplacilismy 11 polskich zl co by nie nadszarpnac budzetu...
Dzis taki pierwszy dzien na rozruch calkiem mily. Jutro pobudka o 5.00 rano. Plyniemy dalej.
[KS]

Jest odplyw. Widok na Morze Banda z poludniowo-zachodniej czesci Wyspy Ambon.

Przedzieramy sie przez wiejskie krzaki, na 1 planie hodowla swin.


Miejscowe dzieciaki boja sie nas. Pewnie strasza je nami (bule) w domach... ;-)

Tu spedzamy popoludnie.

Obrazki z Martika Bazar

C.D.

Wieczorem wybieramy sie do Kosciola. Coz ... protestancki.

Smazone banany.

(Slawek) i kurde nie zdazylem obrobic zdjec i ich podpisac... :-/ Zrobie to po powrocie z wysp...
(Slawek) - poprawilem ... ;-)
 

2 komentarze:

  1. Sławku, dlaczego w części muzułmańskiej marketu nie było już miło?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaramy sie na to pytanie odpowiedziec w przyszlych postach.

      Usuń