wtorek, 18 sierpnia 2015

2015 - 19. Tradycyjna wioska Bena i droga do Ruteng

23.07.2015 r.
(Natalia)

    Następnego dnia wstaliśmy po siódmej, gdyż z Donatusem umówiliśmy się na ósmą. Szybkie dopakowywanie, śniadanie wraz z okropnie słodką kawą i idziemy na parking, gdzie nasz samochód stoi z już włączonym silnikiem. Trochę się dziwimy, bo Donatusa nie ma w środku. Po kilku minutach przychodzi nasz kierowca i ruszamy do Rutang. Po drodze mamy jeszcze w planach odwiedzenie tradycyjnej wioski - Bena. Widoki zapierające dech w piersiach - już nad Bajawą królował jeden z największych na Flores wulkanów - Inerie (2245 m).

       Teraz widzimy go w pełnej okazałości i cały czas się do niego zbliżamy.


   Donatus co chwila zatrzymuje samochód i pokazuje nam różne ciekawostki z drogi. Pierwszy raz pozyskiwaliśmy korę cynamonowca - piękny zapach :-).
    Po niespełna godzinie jazdy Donatus zatrzymuje samochód i oznajmia, że dołem po schodach dojdziemy do wioski. On jedzie zaparkować, a my udajemy się w wyznaczonym kierunku. Przed nami rozpościera się widok na piękne, drewniane domki kryte słomą. Podchodzimy bliżej. W ścianach domostw widnieją różne ozdoby wyrzeźbione w drewnie. Po chwili dołącza do nas Donatus i wspólnie zwiedzamy wioskę. Nasz kierowca i przewodnik w jednym pokazuje nam kamienny stos z drewnianym palem wbitym w środek i daszkiem nad tą budowlą. Tłumaczy, że to jest miejsce, w którym odbywa się tradycyjna ceremonia przemiany chłopca w mężczyznę. Składane są tu ofiary z bydła oraz świń. Tuż obok postawiony jest mały domek z dachem krytym strzechą. Donatus mówi nam, że to jest zaś miejsce na ceremonię przemiany dla dziewcząt.
    Idziemy dalej. Mijamy wiele pięknych domów. Zatrzymujemy się przy jednym, gdzie dwie kobiety tkają sarong. Przyglądamy się z jaką precyzją to robią. Żadnej pomyłki. Zauważamy, że starsza z mieszkanek wioski żuje betel. Tata nie byłby sobą, gdyby nie poprosił porcje dla siebie. Mówi o tym Donatusowi, a ten w bahasa dogaduje się z kobietą. Niedługo potem tata siedzi na kamieniach żując betel i co chwilę plując czerwoną śliną. Całe zęby i usta ma bardzo intensywnie czerwone, co jest powodem do śmiechu dla mnie i mamy. Po kilku minutach tata mówi, że w pierwszej chwili tak mocno zakręciło mu się w głowie, iż myślał, że zaraz zemdleje. Szczęśliwy z nowych smaków tata i my z mamą rozbawione ruszamy dalej wraz z Donatusem. Wspinamy się po kolejnych schodkach, aż dochodzimy do punktu widokowego, skąd rozpościera się piękny widok na góry oraz nieliczne domki na zboczach. Tata robi zdjęcia, a Donatus mu asystuje.
   Po niemalże dwóch godzinach zwiedzania i podziwiania tradycyjnej wioski wracamy do samochodu, lecz po drodze jeszcze zatrzymujemy się przy jednym z domków. Mama kupuje sobie piękny sarong, a ja naszyjnik ze starą monetą. Wsiadamy do naszego Kijanga i wyruszamy w dalszą drogę. Ciągnie się i dłuży ta podróż, a na dworze okropny upał. W pewnym momencie utykamy jeszcze w ogromnym korku. W porównaniu do tego, te nasze polskie, to nic. Czekamy ponad pół godziny, jak nie godzinę i jedziemy dalej. Po drodze Donatus pyta się nas czy chcemy zobaczyć jak wyrabia się arak (indonezyjski bimber), gdyż właśnie przejeżdżamy przez wioskę, której chyba wszyscy mieszkańcy zajmują się tym wyrobem. Tata odpowiada, że już mieliśmy przygody z bimbrowniami ukrytymi w dżungli i raczej dziękujemy za tą przyjemność. Donatus tylko się śmieje :-).
     Wreszcie późnym popołudniem podjeżdżamy pod nasze miejsce zakwaterowania w Ruteng. Jest to ogromny pensjonat prowadzony przez siostry zakonne. Zmęczeni rzucamy się na łóżka, aby choć na chwilę odpocząć po długiej i męczącej jeździe. Gdy już prawie zapada zmrok wyruszamy do katedry, o której mówił nam Donatus. Troszkę się gubiąc docieramy do celu. Niestety okazuje się, że jest już zamknięta. Wracamy do pensjonatu.
    Szukamy naszego kierowcy i wspólnie jedziemy na kolację. Donatus wiezie nas do restauracji prowadzonej przez Chińczyków. Tata zamawia wołowinę, ja kurczaka, mama sałatkę, a Donatus wieprzowinę. Po skończonym posiłku kilka kelnerek podchodzi do nas oraz do stolika, przy którym siedzą ostatni goście. Kobiety zapraszają nas do wspólnego tradycyjnego tańca Pocio Pocio. Zdecydowanie rezygnuję, mam dwie lewe nogi do tańca. Kelnerki tańczą, a do nich dołącza się Holenderka wraz z trójką swoich synów. Tata wszystko nagrywał. Wychodząc jeszcze raz dziękujemy za pokaz tańca Pocio Pocio i wracamy do pensjonatu. Śpiący i zmęczeni niemal od razu kładziemy się spać i szybko zasypiamy.
[NS]

 Widok na miasteczko Bajawa
 

 Gunung Inerie

 Dżungla porastająca wzgórza okalające Bajawę.

 Jedziemy do wioski Bena lecz kierunek ten sam co na wulkan.

 Bambusy podobno są najwyższe i najgrubsze w okolicach Bajawy.


 Inerie w pełnej okazałości.

 Kora cynamonowca.

 Drzewa i owoce kakao.

 Wioska Bena.

 Ręczne tkane sarongi - szale.

 Rogi zabitych bawołu. To część tradycji ludu Ngada...

 ... plemiona Ngada do dziś słabo zasymilowali się z pozostałą ludnością Flores, zachowują liczne zwyczaje swoich przodków...

 ... a ich wioski (jak np. ta - Bena) mają charakterystyczny układ urbanistyczny - domy są ustawione w dwóch naprzeciwległych rzędach, zaś przez środek usadowiony jest dziedziniec, z miejscami spotkań służących także ceremoniom - śluby, pogrzeby.

 Miejscowy wieśniak podczas wyrobu tradycyjnej strzechy z trawy...

 ... kobiety ludu Ngada przewodzą rodzinom - panuje tam matriarchat.


 Ngada przyjęli katolicyzm lecz więcej w nim animizmu niż wiary przez nas pojmowanej. Na zdjęciu skromne groby usytuowane na dziedzińcu.

 Kobieta szyjąca sarong, poczęstowała Donatusa i Tatę betelem....

 ... oto zawiniątko zwane betelem...

 ... Tata po zażyciu betelu (czerwone usta).

 Życie na dziedzińcu wioski Bena.

 Pozyskuje się tu także wanilię.

 Za wioską zaś jest bardzo dobry punkt widokowy na południowo-wschodnie wzgórza i doliny.

 Jeszcze raz - wioska Bena i jej charakterystyczny dwurzędowy układ chałup.

 Od południa Flores oblewa swymi wodami Morze Savu; tu widziane z dalszej perspektywy.

 Spaghetti road. Tak wygląda najlepsza droga na Flores. 'W jednym kierunku... ;-) '

 Robimy postój nad zatoką u wybrzeża Savu Sea.

 Widoki na tarasy ryżowe.

 Makaki.

 Pola ryżowe - dla nas już powszechny widok.

 Klimaty jak z Tolkiena... ;-)

 Dojechaliśmy do Ruteng. Nocą idziemy do starej katedry.

 W chińskiej knajpce co niektórzy próbują tańczyć poco-poco ... ;-)

 W Ruteng nocujemy u sióstr Santa Maria Berdukacita. Polecamy :-)

Autorka powyższego posta... :-)
 

10 komentarzy:

  1. Jak to jest z owym zamienianiu dziewczynek w chlopcow i na odwrot?
    Czy aby autorce nic sie nie stalo?
    Zaniepokojony
    RA

    OdpowiedzUsuń
  2. W tym miejscu powinna wypowiedzieć się Natalka...
    W związku z tym, ze nieobecna - odpowiem ja... ;-)
    A odpowiedz brzmi tak:
    "bo tam wcześniej gender zagościło i ruchy feministyczne miały większy wpływ..."... ;-)
    Oczywiście powyższe to żart. Matriarchat w różnych kulturach (czasem zupełnie sobie odległych) jednak występuje, np. w Nepalu, u kilku plemion Amazonii, jak i właśnie u Ngada. Co dla nas było totalnym zaskoczeniem.
    Pozdrawiam
    Slawek
    PS. Licze na podpowiedzi w poprzednim poście... :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. ... A z tym betelowaniem to trzeba uwazac, wprawdzie zaoszczedza sie na szmince (takze meskiej, jak widac), ale latwo sie uzaleznic. A w Polsce betelu sie nie uswiadczy. Na szczescie sa dopalacze latwo dostepne i tanie -
    pozdRA

    RA
    (tez smakowalem, ale w Port Moresby. Uzaleznienia jednak nie zauwazylem.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Próbowałem wcześniej, wiele lat temu w Indiach ale smak był wtedy zupełnie inny (zapewne dlatego ze dodawano także liście tytoniu). Nie jest to jednak używka wciągająca dla bialasów (bule) i wydaje mi się, że na naszym gruncie się raczej nie przyjmie... ;-)
      Wiec pomysł z importem gotowego produktu jak też nasion drzew i krzewów - odpada ;-)
      S.

      Usuń
  4. oprócz ust barwi też zęby co wygląda dosyć paskudnie, że już nie wspomnę o zaplutych na czerwono ulicach (przynajmniej w Birmie jest to powszechny widok)
    pzdr olek

    OdpowiedzUsuń
  5. Sorryy I want to say happy birthday Natalia 16th
    I hope all your dream n wishes come true
    Rico aka dtroyx41@gmail.Com

    OdpowiedzUsuń
  6. No i pewnie przyjdzie nam czekać na następny wpis do następnej wyprawy .
    Pozdrawiam M.F.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakbyś zgadł Mirek. Carodziej cy co? ;-)
      S.

      Usuń
  7. To strzelam-2016-Peru
    Pozdrawiam M.F.

    OdpowiedzUsuń