(Slawek)
- 17 wysp? Nie, to tylko utarta nazwa dotycząca tych największych, w rzeczywistości jest ich 28 - odpowiada na moje pytanie Donatus, który wczoraj deklarował, że zostaje w pokoju i odpoczywa po uciążliwej drodze, a my płyniemy z Bajo. Dziś rano okazało się, że Donatus zregenerował sily przez noc i płynie z nami. Super :-).
Wczoraj wieczorem nasz kierowca dał nam szybki kurs komunikacji z naszym rybakiem, który nie zna ani 1 słowa po angielsku i tylko dość prosto bahasa indonesia. Mówił nam, że jeśli chcemy płynąć na jakąś wyspę - wskazujemy na nią ręką, chcemy jeść - wskazujemy brzuch i usta i tak dalej... No cholera... prosty ten język bajo... ;-). Nie mieliśmy jednak okazji go przećwiczyć, nasz tłumacz jest z nami ;-).
Łódź prosta, niezbyt wielka ale co ważne - na części zadaszona i jest tylko dla nas. Płynie załoga: kapitan, jego pomocnik, trójka małych rozrabiaków, Donatus i my.
Każdy odnajduje dla siebie najlepsze miejsce. Silnik powoli pyrkocze, a kapitan obrał kurs na jedną z wysp. Wczoraj ustaliliśmy, że wylądujemy na trzech i wokół czwartej będziemy krążyć. Przystaliśmy na te warunki, dla nas ważne było tylko to aby była najładniejsza rafa.
Po prawej rozpościerają się widoki północnej części Flores - górzysty, stepowy charakter. Piękne panoramy. Po części wczoraj wieczorem mogliśmy je z bliska zobaczyć, dziś widzimy je z pewnej perspektywy. Flores to jednak piękna wyspa, na południu inny charakter, tu na północy też inny. Każdy znajduje swoje akcenty.
Przed wyjazdem liczyliśmy na efektowne i efektywne snorklowanie na Molukach - tam nie wyszło, były inne przygody, nie sądziliśmy, że główny akcent podwodnego świata będziemy doświadczać na Flores. A jednak. To w tym miejscu mamy doznać dobrych emocji. Zobaczymy jak będzie. Czy trud Natki w targaniu plecaka ze sprzętem (płetwy, rurki i maski dla każdego z nas) się opłaci? To wszystko przed nami. Widzę dziewczyny zapatrzone w ląd Flores, widzę Donatusa wypatrującego wysp i kapitana, który płynie tak aby nie nadziać się na rafę. Czego ja oczekuję? Niezmiennie - przygody :-). Zdaję sobie właśnie sprawę, że przez cały rok myślę i marzę o takich właśnie chwilach - aby znaleźć się w miejscach zupełnie dzikich. Dla mnie dzikich. Takich, o których w dzieciństwie czytałem - Szklarski, Fiedler, Halik... I oto jestem. Nie jest to jakiś super wyczyn. Dziś każdy, kto jest dość mocno zdeterminowany może w kilka dni znaleźć się na wymarzonym kawałku naszego globu. I.....? - się jest. Teraz to od nas zależy jak te chwile spędzimy.
No właśnie, dość tego filozofowania - mam aparat i robię zdjęcia.
Dopływamy do jednej z wysp - kształtem przypomina tę z okolic El Nido na Palawanie, którą widzieliśmy rok temu - helikopter bez głównego wirnika posadzony na wodzie. Mówię to Donatusowi, ten tłumaczy to kapitanowi i ... widzę, że chyba po raz pierwszy w taki oto sposób spoglądają na tę właśnie wyspę, której miejscowa nazwa brzmi - 'wyspa o trzech wzniesieniach', śmieją się ale po ich minach widzę, że trafiłem z porównaniem.
Przy brzegu wskakujemy do wody. Rafa jest super. Korale, ryby.... rewelacja! Najważniejsze, że przejrzystość wody jest bardzo dobra.
Wskakujemy w trójkę, Donatus jeszcze się ociąga. Pod wodą czas przestaje istnieć, każdy podziwia te cuda we własnym tempie. Można się zagalopować za jaką rybką i stracić nie tylko orientacje w czasie ale i przestrzeni - wypływasz wtedy o kilkaset metrów dalej niż twoja łódź i Karolina i Natka. Płetwy pozwalają zmniejszyć dystans. Najciekawiej jest na granicy rafy i głębiny. Ściana. Schodzę na kilka metrów w głąb wynurzając się wzdłuż tego pionowego ogrodu. Za każdym razem staram się zejść głębiej, granicą jest głębokość około 10 metrów, gdy zatyka mi uszy...
Rafa jakością porównywalna z tą na Togeanach na Celebes ale jakby inna - inne kolory koralowców, pierwszy raz widzimy takie, o kolorze fioletowym. Inne gatunki ryb ale nemo broniące swojego korala - takie samo ;-).
Chyba faktycznie zatraciliśmy się w tym czasie bo kapitan coś na nas krzyczy gdy się wynurzyliśmy - pokazuje na sąsiednią wyspę - tak , prosty język Bajo... ;-)
Płyniemy na sąsiednią. Rafa porównywalna. Jednym słowem - super!, to się nam marzyło :-). Gonimy rybki, widzimy jak żyje rafa...
Po wyjściu z wody okazuje się, ze nasze znajome dziewczyny są na tej samej wyspie - ich łódź też tu zacumowała. Dziewczyny znajdują wspólny język, ja nie tracę czasu - płynę na inny kawałek rafy.
Po jakimś czasie (nie wiem jakim..) Donatus pyta, czy już czas na obiad? OK. Nie czekamy dłużej niż pół godziny i mamy przepyszne ryby, smażone warzywa, ryż, sosy i owoce. Zjadamy zaledwie cząstkę tego co nam załoga przygotowała. Przepyszne jedzenie. Zauważam, że ryby z rafy nie wymagają zbyt wielu przypraw, w zasadzie wystarcza tylko obróbka termiczna - ognisko lub garnek do gotowania.
Płyniemy na 3 wyspę - tu rafa jest słaba, za to plaża super. Ktoś zauważa węża morskiego u brzegu, kapitan zapewnia, że nie jest jadowity. Każdy z nas (łącznie z Donatusem) łapie czas dla siebie. Bawimy się wodą. Czasem wolnym, czasem z morską przyrodą z Morzem Flores....
Słońce jednak zeszło z zenitu i bliżej mu do kresu. Czas na nas - czeka nas tego dnia jeszcze jedna przygoda ... (ale o tym w następnym poście)
Po prawej rozpościerają się widoki północnej części Flores - górzysty, stepowy charakter. Piękne panoramy. Po części wczoraj wieczorem mogliśmy je z bliska zobaczyć, dziś widzimy je z pewnej perspektywy. Flores to jednak piękna wyspa, na południu inny charakter, tu na północy też inny. Każdy znajduje swoje akcenty.
Przed wyjazdem liczyliśmy na efektowne i efektywne snorklowanie na Molukach - tam nie wyszło, były inne przygody, nie sądziliśmy, że główny akcent podwodnego świata będziemy doświadczać na Flores. A jednak. To w tym miejscu mamy doznać dobrych emocji. Zobaczymy jak będzie. Czy trud Natki w targaniu plecaka ze sprzętem (płetwy, rurki i maski dla każdego z nas) się opłaci? To wszystko przed nami. Widzę dziewczyny zapatrzone w ląd Flores, widzę Donatusa wypatrującego wysp i kapitana, który płynie tak aby nie nadziać się na rafę. Czego ja oczekuję? Niezmiennie - przygody :-). Zdaję sobie właśnie sprawę, że przez cały rok myślę i marzę o takich właśnie chwilach - aby znaleźć się w miejscach zupełnie dzikich. Dla mnie dzikich. Takich, o których w dzieciństwie czytałem - Szklarski, Fiedler, Halik... I oto jestem. Nie jest to jakiś super wyczyn. Dziś każdy, kto jest dość mocno zdeterminowany może w kilka dni znaleźć się na wymarzonym kawałku naszego globu. I.....? - się jest. Teraz to od nas zależy jak te chwile spędzimy.
No właśnie, dość tego filozofowania - mam aparat i robię zdjęcia.
Dopływamy do jednej z wysp - kształtem przypomina tę z okolic El Nido na Palawanie, którą widzieliśmy rok temu - helikopter bez głównego wirnika posadzony na wodzie. Mówię to Donatusowi, ten tłumaczy to kapitanowi i ... widzę, że chyba po raz pierwszy w taki oto sposób spoglądają na tę właśnie wyspę, której miejscowa nazwa brzmi - 'wyspa o trzech wzniesieniach', śmieją się ale po ich minach widzę, że trafiłem z porównaniem.
Przy brzegu wskakujemy do wody. Rafa jest super. Korale, ryby.... rewelacja! Najważniejsze, że przejrzystość wody jest bardzo dobra.
Wskakujemy w trójkę, Donatus jeszcze się ociąga. Pod wodą czas przestaje istnieć, każdy podziwia te cuda we własnym tempie. Można się zagalopować za jaką rybką i stracić nie tylko orientacje w czasie ale i przestrzeni - wypływasz wtedy o kilkaset metrów dalej niż twoja łódź i Karolina i Natka. Płetwy pozwalają zmniejszyć dystans. Najciekawiej jest na granicy rafy i głębiny. Ściana. Schodzę na kilka metrów w głąb wynurzając się wzdłuż tego pionowego ogrodu. Za każdym razem staram się zejść głębiej, granicą jest głębokość około 10 metrów, gdy zatyka mi uszy...
Rafa jakością porównywalna z tą na Togeanach na Celebes ale jakby inna - inne kolory koralowców, pierwszy raz widzimy takie, o kolorze fioletowym. Inne gatunki ryb ale nemo broniące swojego korala - takie samo ;-).
Chyba faktycznie zatraciliśmy się w tym czasie bo kapitan coś na nas krzyczy gdy się wynurzyliśmy - pokazuje na sąsiednią wyspę - tak , prosty język Bajo... ;-)
Płyniemy na sąsiednią. Rafa porównywalna. Jednym słowem - super!, to się nam marzyło :-). Gonimy rybki, widzimy jak żyje rafa...
Po wyjściu z wody okazuje się, ze nasze znajome dziewczyny są na tej samej wyspie - ich łódź też tu zacumowała. Dziewczyny znajdują wspólny język, ja nie tracę czasu - płynę na inny kawałek rafy.
Po jakimś czasie (nie wiem jakim..) Donatus pyta, czy już czas na obiad? OK. Nie czekamy dłużej niż pół godziny i mamy przepyszne ryby, smażone warzywa, ryż, sosy i owoce. Zjadamy zaledwie cząstkę tego co nam załoga przygotowała. Przepyszne jedzenie. Zauważam, że ryby z rafy nie wymagają zbyt wielu przypraw, w zasadzie wystarcza tylko obróbka termiczna - ognisko lub garnek do gotowania.
Płyniemy na 3 wyspę - tu rafa jest słaba, za to plaża super. Ktoś zauważa węża morskiego u brzegu, kapitan zapewnia, że nie jest jadowity. Każdy z nas (łącznie z Donatusem) łapie czas dla siebie. Bawimy się wodą. Czasem wolnym, czasem z morską przyrodą z Morzem Flores....
Słońce jednak zeszło z zenitu i bliżej mu do kresu. Czas na nas - czeka nas tego dnia jeszcze jedna przygoda ... (ale o tym w następnym poście)
[SS]
Szukamy schronienia w cieniu drzewa
W drodze na łódź
Kapitan
Płyniemy i cieszymy się, że nasza łódka ma dach.
Linia brzegowa Flores.
Jedna z 17 wysp.
Załoga...
Północe wybrzeże Flores, w okolicach Riung
U brzegu jednej z wysp. Nas jednak interesuje to co wokół niej jest pod wodą.
A jest co oglądać...
Jest i nemo.
Czasem zdarzają się podwodne pastwiska z roślinnością
Na obiad smażona na ognisku ryba, ryż i warzywa, no i .... sosy :-)
Fotka z naszymi nowymi znajomymi z Polski: Ewą i Oliwią (zgadnijcie, która to która... ;-) - oczywiście bez obrazy Oliwia ;-) )
A na wyspie, jak to na wyspie, czas wolno płynie, słonko przygrzewa i czasem można wpaść na chory - małpi pomysł wdrapania się na drzewo po kokosa.... ;-)
Na łodzi są dobre miejsca do robienia zdjęć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz