(tego samego dnia)
(Slawek)
Płyniemy na zachód. Po lewej w oddali widzimy mały rybacki porcik, z którego wypłynęliśmy - Riung. Przed nami największa wyspa tego urokliwego archipelagu - Ontoloe (Pulau Kalong). Opływamy ją od północy. Brzegi porastają liczne mangrowce.
Wiedzieliśmy po co płyniemy na ta wyspę. Ja jednak byłem zapatrzony w wodę i rafę widoczną pod nią. Karolina krzyknęła:
- Są! Ile ich jest...!
- Gdzie? - dopytuję
- Tam na drzewach, na gałęziach, wszędzie...!
Spoglądam na pobliskie drzewa, faktycznie są, zwisają z gałęzi jak duże owoce avocado...
Płyniemy na zachód.
Po drodze malownicze, niewielkie wysepki.
Dopływamy do północno-wschodniego cypla Ontoloe...
... skały, na brzegu mangrowce, a wewnątrz wyspy step.
Jednak nie jest to wyspa bezludna, jak większość w archipelagu - niewielka wioseczka Bajo - morskich cyganów.
Pierwsze nietoperze.
Jest ich naprawdę dużo...
Część wisi jeszcze na gałęziach, część wzbija się do lotu.
Rozpiętość skrzydeł - ponad 1 metr.
Latające lisy
Donatus też chyba jest zdziwiony ich liczbą.
Północne wybrzeże Flores.
Droga powrotna do Riung wiedzie między wysepkami z namorzynami.
Jedna z nich całkowicie jest nimi porośnięta.
Dzieci muszą zapracować na swoje utrzymanie - łowią ryby.
Dopłynęliśmy do 'portu'
Pożegnalne zdjęcie z kapitanem - przygoda była przepyszna :-)
A oto i on sam - Bajo :-)
Tymczasowe zabudowania Bajo, którym już bardziej odpowiada osiadły tryb życia w porcie w Riung, niż życie 'od wyspy do wyspy'.
Siostra, która opiekuje się SVD Pandok w Riung
A oto i nasz pondok.
Ontoloe zwana jest także 'Wyspą Nietoperzy' lub 'Flying Fox Island'. U jej północnego wybrzeża nocują tysiące, może setki tysięcy nietoperzy. Olbrzymich nietoperzy. Są to jedne z największych gatunków latających ssaków na świecie. To prawdopodobnie Pteropus vampyrus zwany rudawką malajską lub kalongiem, z rodzaju Pteropus. Nazywane są także potocznie 'latającymi psami'. Rozpiętość ich skrzydeł zapewne jest większa niż 1 metr. Tymczasem spoczywają zwisając na gałęziach, jak owalne banieczki, chroniąc przed słońcem swe ciało opatulonymi skrzydłami.
Dopłynęliśmy prawie do samego brzegu i kapitan oraz jego pomocnik zaczęli głośno krzyczeć i klaskać w dłonie. Wszystko po to aby zmusić do lotu zwierzęta. Zaczęły się zrywać, na początku pojedynczo, później masowo, setkami, tysiącami. Godzina 16-17-ta to już ich naturalna pora na wędrówkę za pożywieniem, a potrafią w ciągu jednej nocy (gdyż latają głównie wieczorem i nocą) przelecieć 50 km w poszukiwaniu żywności. Jak się dowiedzieliśmy odżywiają się głównie owocami i nektarem kwiatowym. Są też cennym wektorem w przenoszeniu nasion i zapylaniu roślin.
Jednak mają też i swoich naturalnych wrogów - oprócz występujących na Archipelagu i w okolicach Riung orłów, zdarza się, że polują na nie ludzie. Dlaczego? Dla mięsa, podobno jest przysmakiem...
Ale co ja będę opisywał, zobaczcie sami....:
Po drodze malownicze, niewielkie wysepki.
Dopływamy do północno-wschodniego cypla Ontoloe...
... skały, na brzegu mangrowce, a wewnątrz wyspy step.
Jednak nie jest to wyspa bezludna, jak większość w archipelagu - niewielka wioseczka Bajo - morskich cyganów.
Pierwsze nietoperze.
Jest ich naprawdę dużo...
Część wisi jeszcze na gałęziach, część wzbija się do lotu.
Rozpiętość skrzydeł - ponad 1 metr.
Latające lisy
Donatus też chyba jest zdziwiony ich liczbą.
Północne wybrzeże Flores.
Droga powrotna do Riung wiedzie między wysepkami z namorzynami.
Jedna z nich całkowicie jest nimi porośnięta.
Dzieci muszą zapracować na swoje utrzymanie - łowią ryby.
Dopłynęliśmy do 'portu'
Pożegnalne zdjęcie z kapitanem - przygoda była przepyszna :-)
A oto i on sam - Bajo :-)
Tymczasowe zabudowania Bajo, którym już bardziej odpowiada osiadły tryb życia w porcie w Riung, niż życie 'od wyspy do wyspy'.
Siostra, która opiekuje się SVD Pandok w Riung
A oto i nasz pondok.
O czym marzyłem? ;-)))
Wieczorem, gdy wróciliśmy do naszego SVD Pondok (Societas Verbi Divini - czyli misjonarze werbiści, a pondok - czyli schronisko/pensjonat) w Riung byliśmy na tyle zmęczeni, że Karolina poszła od razu spać, Natka zamówiła jakąś zupkę, a ja marzyłem o czym? ... o dużym dobrze schłodzonym bintangu. No ale gdzie w ośrodku prowadzonym przez księży werbistów można dostać alkohol? A jednak. Donatus załatwił :-).
Racząc się piwkiem i zupką spotykamy nasze dziewczyny - Ewę i Oliwię. Przegadujemy z nimi cały wieczór. Rozmawiamy o naszych podróżach o różnych stylach i sposobach podróżowania. Mamy różne ale najważniejsze dla mnie jest to, że wzajemnie akceptujemy te różne sposoby na przygodę. Dziewczyny opowiadają o Ameryce Środkowej (która cały czas mnie kusi), o południu Europy, o Azji. Jeżdżą tam trochę inaczej niż my ale niezależnie od tego spotykamy się na Flores :-). Mamy nadzieję na kontynuowanie tej znajomości.
[SS]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz