(Sławek)
(tego samego dnia)
Zjeżdżamy z Kelimutu. Po drodze robię fotki krajobrazom ale i konkretnym okazom drzew. Zauważam bardzo ścisłą korelację między moim obiektywem a zachowaniem Donatusa. Ledwo pomyślę o zrobieniu fotki on już się zatrzymuje. I to wcale nie w miejscach 'must see'. Pewnie wczoraj po drodze z Maumere do Moni wczuł się w te moje oczekiwania ;-). Odpowiada mi to, nie tracę czasu na wyjaśnienia itp. Coraz bardziej jestem przekonany do pomysłu wynajęcia samochodu z kierowcą, zamiast tłuc się 'public transport'.... [Całość posta niżej]
Dojeżdżamy do naszego home stay. Dziś jak nigdy rano jestem głodny i z chęcią zjadłbym śniadanie, wypiłbym tę wczorajszą herbatę z imbirem. Przechodzimy przez nasz taras i....
- No i jak Ci się podobał ten Kelimutu? - słyszę głos. I nie jest to głos Karoliny ani Natki...
Przede mną na tarasie siedzą za stolikiem dwie dziewczyny i rozmawiają .... po polsku!
Pierwsze moje wrażenie, że to koleżanki - mniej więcej w jednym wieku - studentki.
Podchodzę do stolika i mówię - 'dzień dobry!' I widzę totalne zdziwienie na twarzach nieznajomych dziewczyn.
Zagadaliśmy się. Donatus krąży między nami, dopytuje co byśmy zjedli, co wypili ..., a ja zwyczajnie stęskniłem się za ojczystym językiem, w gwoli wyjaśnienia - zanim Natka, czy Karolina się odezwie - już wiem o czym będzie dyskusja. A ja łasy jestem na niespodzianki językowe. Fajnie się nam gada. Ewa i Oliwia w zasadzie podążają tą samą trasą co my przez Flores, z innym kierowcą ale z wynajętym samochodem. Podczas dyskusji okazuje się że tradycyjnie świat jest mały - Ewa pochodzi z Olsztyna, mieszka w W-wie, mamy wspólnych znajomych z Lidzbarka. No i co? - to nie studentki. To matka i córka. Jejku, moje wyczucie wieku legło w gruzach. Mało tego, z różnych szybkich obliczeń wychodzi, że Ewa jest moją rówieśniczką! :-). No, totalna porażka. Moja porażka.
Zjadamy coś tam na śniadanie, Donatus pyta czy przypadkiem nie mamy ochoty na sałatkę owocową. Oczywiście, że mamy! I w tym momencie nasz kierowca mi zaimponował na poważnie - pyta Ewy i Oliwi, czy one też...? Przytakują, mówiąc do nas, że ich kierowca taką inicjatywą się nie wykazał.
- Może nie miał takich znajomości w kuchni - odpowiadam delektując się papają, słodkim bananem i innymi owocami. Dziewczyny zazdroszczą nam Donatusa i proponują zamianę samochodów (w domyśle kierowców). Nic z tego. Kto inny będzie tak dobrze skorelowany z moimi obiektywami?
Pakujemy się i wsiadamy do samochodów. Z dziewczynami zapewne jeszcze będziemy się widzieć, podążają w tym samym kierunku co my - do Riung na północy wyspy.
Jedziemy do wodospadów w okolicy Moni. To niezbyt daleko drogi. Schodzimy ścieżką w dół i po 5 minutach mamy piękny widok, miejscowi kąpią się pod wodospadem, przed nim kładka na przejście na drugi brzeg. Sielski widok. Przez moment mam ochotę wskoczyć do wody ale pamiętam, że dziś mamy prze sobą spory kawałek drogi. Rezygnuję.
Przejeżdżamy przez Ende, to większe miasto na południu wyspy. W zasadzie jeśli ktoś chciałby zobaczyć li tylko Kelimutu na Flores to bliżej jest z Ende niż z Maumere. Do obu miast latają samoloty z Denpasar lub Kupang. My jednak chcemy przejechać większość wyspy - od wschodu do zachodu (oczywiście mowa o kierunkach świata a nie porach dnia ;-) ).
W Ende zatrzymujemy się na obiad w jadłodajni, która chwali się, że ma WiFi. Super! Puścimy posta, sprawdzimy pocztę... Po pół godzinie wszelkich prób, pomocy kilku kelnerek - rezygnujemy. Z internetu oczywiście, obiad zjadamy.
Za Ende znajduje się niebieska plaża. Niebieska? - Tak bo są na niej miliony niebieskich kamyczków. wiemy o niej wcześniej, dlatego z Donatusem ustalamy, że musimy tam dojechać. Dojeżdżamy. Faktycznie - niebiesko. Na poboczu drogi poukładane niebieskie kupki - kamyczki na sprzedaż. Trafią na Jawę lub może nawet do japońskich ogrodów. Miejscowi zajmują się wybieraniem i segregacją owych kamyków. Część nawet będzie zastosowana w jubilerstwie. Skarbów na plaży poszukujemy i my :-).
Przez Flores prowadzi głownie jedna droga - Trans Flores Highway, ciągnąca się od zachodu na wschód głównie południową częścią wyspy. Nie oznacza to, że nie ma tam innych dróg. Są! W jedną z nich skręcamy na północny zachód. Zjeżdżamy z trasy głównej na poboczną - do Riung. O qrcze! ;-/. Myślałem, że w Polsce są kiepskie drogi, u nas są autostrady. Średnia prędkość to 20 km/h. Co chwila pojawiają się etapy drogi dziurawe jak ser, z dołami i dziurami na głębokość metra, czasem asfaltu zwyczajnie nie ma, pozostały same głazy. Myślę o swoim wcześniejszym pomyśle - wypożyczeniu samochodu bez kierowcy. Tak, tak sobie właśnie wcześniej wyobrażałem przejechanie Flores - wypożyczyć samochód, nocować gdzie popadnie, i samemu być kierowcą... Wiele osób za nas musi się modlić, skoro ten pomysł wyparował mi z głowy zanim zaczęliśmy podróż. Znowu na 4 łapach.
Na północy większe równiny a góry i przyroda są raczej takie ... preriowe, Arizona?
W Riung mamy nocować w hoteliku prowadzonym przez polskiego księdza - Tadeusza Grucę. Cieszę się na samą myśl spotkania misjonarza. Nic z tego. Donatus mówi nam, że raczej go nie spotkamy - hotelik w Riung prowadzony jest dla zdobycia środków finansowych dla jego parafian, w okręgu, który właśnie mijamy.
- To tu! - Donatus pokazuje nam kolonialny kościół jakieś 100 metrów od drogi - To kościół księdza Grucy.
Nie ryzykujemy spotkania. Jedziemy dalej. Im dalej, tym bardziej sielskie klimaty na wsiach. Domki kryte strzechą. Jednym słowem - fajnie prymitywnie.
Jest już ciemno gdy dojeżdżamy do Riung i naszego siedliska. Dostajemy schludny pokój, z trzema oddzielnymi łóżkami i łazienką. Jest super! Tadeusza Grucy oczywiście nie ma. Jest za to jego dzieło - hotelik i kadra w wieku 15-18 lat, która pod nadzorem sióstr prowadzi ten najlepszy podobno pensjonacik w tej wiosce. Wioska dość niewielka, rybacka. Teraz trochę bardziej nastawiona na turystów ze względu na bliskie sąsiedztwo nieziemskiego parku krajobrazowego (lub rezerwatu) - '17 wysp'. To dla nich tu zmierzamy. Chcemy trochę posnurkować, pooglądać rafę i świat podwodny. Nie za bardzo nam się udało to na Molukach, więc może tu? Donatus mówi, że będzie dobrze. Podpowiada optymalne rozwiązania - oszczędzamy na oficjalnych cenach wynajęcia łodzi przewodnika. Mówi, że zna kapitana jednej z rybackich łodzi, który jeśli tylko będzie wolny jutro - popłynie z nami na wyspy na cały dzień. Super!
Zrzucamy nasze plecaki i jedziemy z Donatusem do rybaka. Jest! Wchodzimy do niego do domu, zachowujemy wszelkie rytualne grzeczności, postępując za Donatusem, który jest naszym tłumaczem. Kapitan, jak też większość rybaków w porcie, okazuje się być Bajo (to koczowniczo-wędrujący lud morski, spotkaliśmy się z nimi 2 lata temu na Togeanach). Wszyscy Bajo to muzułmanie, więc etykieta i kurtuazja musi być zachowana. Siadamy w izdebce. Żona kapitana częstuje nas herbatą. Herbatą powiedziałem??! Nie! To czysty lukier - z 10 łyżeczek cukru na filiżankę lub więcej. Z grzeczności pijemy i nawet robimy dość mądre i zadowolone z poczęstunku miny. Z pomocą Donatusa udaje się nam umówić łódź na jutro na godzinę 9. Zostawiamy zaliczkę na paliwo do silnika i jedzenie (na takim tripie to właśnie załoga jest odpowiedzialna za przygotowanie jedzenia) i wychodzimy zadowoleni z siebie.
- OK, Donatus, skoro znasz tu wszystkich to może znasz jakąś knajpkę w której coś jeszcze zjemy? - pytam naszego kierowcy.
- Jasne. Naprzeciwko jest jadłodajnia. Zamknięta już ale to mój znajomy - otworzy dla nas.
Faktycznie przechodzimy może 50 metrów i jesteśmy w uroczej tawernie na plaży. Właściciel pyta co zjemy i pijemy.
- Ryba, Bintang, a wy dziewczyny co pijecie? No i Cola. Donatus a Ty?
- Poproszę wodę, zjem co Wy.
- Nie pijasz alkoholu? - pytam
- Nie, nie pijam też kawy, herbaty. Nie sięgam po narkotyki - oznajmia.
- To po cholerę nosisz dredy a'la rasta? - dopytuję
- Zostało mi z młodości.
Czekając na rybę, popijając bintanga, colę i wodę wypytujemy Donatusa o jego życie. Długo nie musimy dopytywać. Opowiada nam swoją historię życia. Donatus okazuje się niesamowitym człowiekiem. Z mega historią, przeżyciami i doświadczeniem. Jego nieschodzący z ust uśmiech, życzliwość względem nas (no i korelacja z moimi obiektywami...) powodują, że czujemy do niego dużą nić sympatii.
Przypomnijcie mi abym przed końcem Flores poświęcił oddzielny post dla Donatusa.
Jest ryba, ryż, warzywa no i ... sosy. Sosy z chili. Najadamy się do syta.
[SS]
Drzewo goździkowe. Ma charakterystyczny pokrój, szybko nauczyliśmy się je odróżniać od innych gatunków.
Słupki kwiatów goździkowca to przyprawa, która znamy pod postacią goździka - tego samego dodawanego zimowymi wieczorami do piwa lub do bardziej wyszukanych potraw. Wcześniej, po zerwaniu musi wyschnąć, najczęściej na plandece na podwórku lub pobliskim asfalcie.
Pola ryżowe w okolicach Moni.
Palma cukrowa - Arenga pierzasta (Arenga pinnata). Z niej uzyskuje się cukier palmowy. Można też stosować do produkcji araku lub wina palmowego. Zastosowań wiele...
... owoce palmy cukrowej.
Wodospady w okolicach Moni. Przez miejscowych wykorzystywane do kąpieli.
Wskakujemy? ... ;-)
Wiejski targ, gdzieś po drodze.
Kupujemy dziwne owoce, których nazw nie pamiętam, pozostał tylko ten niesamowity smak :-)
Krzaki kawy. Na Flores uprawia się głównie arabicę. Niestety jest to duży problem - pod plantację kawy karczowane są dzikie drzewostany - dżungla.
Owoce kawy.
Kwiatostan kawy.
Tradycyjna wioska przed Ende. Donatus oferuje nam dojazd do niej. Chcemy jednak dziś dojechać do Riung na północy. Podobne mamy spotkać w okolicy Bajawy.
Uprawa pola ryżowego. Błotne bawoły.
Ryż i pocięte orzeszki betelu schnące na ulicy.
Flores to wyspa kwiatów przecie...
Sielski widok
Donatus mówi nam, że pierwszy raz w życiu widzi taki okaz - z 3 owocostanami na 1 pędzie. Zazwyczaj bananowiec wykształca pojedynczy kwiatostan.
Pola ryżowe przed Ende.
Konie to dobry środek płatniczy. To także część posagu i wykupu panny młodej.
Zaskoczył nas zwyczaj grzebania zmarłych w bezpośrednim sąsiedztwie domostw. Ludzie żyją ze zmarłymi. Na nagrobkach się je, odrabia lekcje, spotyka z sąsiadami... Często zadaszone.
Danoatus opowiada, że zmarłe noworodki często grzebane są w domu...
Niebieska plaża. Kamyki są cudne... :-)
... często sprzedaje się je do ogrodów, na wysypanie ścieżek itp.
Trans Flores Highway.
Północne rejony wyspy - bardziej stepowo.
U Bajo w porcie. Załatwiamy łódź i załogę na dzień następny. Chcemy popłynąć na '17 wysp'. Kurtuazyjna herbatka.
Ryba w tawernie. To tu toczymy długie rozmowy z Donatusem...
Danatus opowiada, że jego dzieci najbardziej w rybach uwielbiają oczy. Spróbowałem i ja... - tłuste ale dość dobre w smaku.
Dojeżdżamy do naszego home stay. Dziś jak nigdy rano jestem głodny i z chęcią zjadłbym śniadanie, wypiłbym tę wczorajszą herbatę z imbirem. Przechodzimy przez nasz taras i....
- No i jak Ci się podobał ten Kelimutu? - słyszę głos. I nie jest to głos Karoliny ani Natki...
Przede mną na tarasie siedzą za stolikiem dwie dziewczyny i rozmawiają .... po polsku!
Pierwsze moje wrażenie, że to koleżanki - mniej więcej w jednym wieku - studentki.
Podchodzę do stolika i mówię - 'dzień dobry!' I widzę totalne zdziwienie na twarzach nieznajomych dziewczyn.
Zagadaliśmy się. Donatus krąży między nami, dopytuje co byśmy zjedli, co wypili ..., a ja zwyczajnie stęskniłem się za ojczystym językiem, w gwoli wyjaśnienia - zanim Natka, czy Karolina się odezwie - już wiem o czym będzie dyskusja. A ja łasy jestem na niespodzianki językowe. Fajnie się nam gada. Ewa i Oliwia w zasadzie podążają tą samą trasą co my przez Flores, z innym kierowcą ale z wynajętym samochodem. Podczas dyskusji okazuje się że tradycyjnie świat jest mały - Ewa pochodzi z Olsztyna, mieszka w W-wie, mamy wspólnych znajomych z Lidzbarka. No i co? - to nie studentki. To matka i córka. Jejku, moje wyczucie wieku legło w gruzach. Mało tego, z różnych szybkich obliczeń wychodzi, że Ewa jest moją rówieśniczką! :-). No, totalna porażka. Moja porażka.
Zjadamy coś tam na śniadanie, Donatus pyta czy przypadkiem nie mamy ochoty na sałatkę owocową. Oczywiście, że mamy! I w tym momencie nasz kierowca mi zaimponował na poważnie - pyta Ewy i Oliwi, czy one też...? Przytakują, mówiąc do nas, że ich kierowca taką inicjatywą się nie wykazał.
- Może nie miał takich znajomości w kuchni - odpowiadam delektując się papają, słodkim bananem i innymi owocami. Dziewczyny zazdroszczą nam Donatusa i proponują zamianę samochodów (w domyśle kierowców). Nic z tego. Kto inny będzie tak dobrze skorelowany z moimi obiektywami?
Pakujemy się i wsiadamy do samochodów. Z dziewczynami zapewne jeszcze będziemy się widzieć, podążają w tym samym kierunku co my - do Riung na północy wyspy.
Jedziemy do wodospadów w okolicy Moni. To niezbyt daleko drogi. Schodzimy ścieżką w dół i po 5 minutach mamy piękny widok, miejscowi kąpią się pod wodospadem, przed nim kładka na przejście na drugi brzeg. Sielski widok. Przez moment mam ochotę wskoczyć do wody ale pamiętam, że dziś mamy prze sobą spory kawałek drogi. Rezygnuję.
Przejeżdżamy przez Ende, to większe miasto na południu wyspy. W zasadzie jeśli ktoś chciałby zobaczyć li tylko Kelimutu na Flores to bliżej jest z Ende niż z Maumere. Do obu miast latają samoloty z Denpasar lub Kupang. My jednak chcemy przejechać większość wyspy - od wschodu do zachodu (oczywiście mowa o kierunkach świata a nie porach dnia ;-) ).
W Ende zatrzymujemy się na obiad w jadłodajni, która chwali się, że ma WiFi. Super! Puścimy posta, sprawdzimy pocztę... Po pół godzinie wszelkich prób, pomocy kilku kelnerek - rezygnujemy. Z internetu oczywiście, obiad zjadamy.
Za Ende znajduje się niebieska plaża. Niebieska? - Tak bo są na niej miliony niebieskich kamyczków. wiemy o niej wcześniej, dlatego z Donatusem ustalamy, że musimy tam dojechać. Dojeżdżamy. Faktycznie - niebiesko. Na poboczu drogi poukładane niebieskie kupki - kamyczki na sprzedaż. Trafią na Jawę lub może nawet do japońskich ogrodów. Miejscowi zajmują się wybieraniem i segregacją owych kamyków. Część nawet będzie zastosowana w jubilerstwie. Skarbów na plaży poszukujemy i my :-).
Przez Flores prowadzi głownie jedna droga - Trans Flores Highway, ciągnąca się od zachodu na wschód głównie południową częścią wyspy. Nie oznacza to, że nie ma tam innych dróg. Są! W jedną z nich skręcamy na północny zachód. Zjeżdżamy z trasy głównej na poboczną - do Riung. O qrcze! ;-/. Myślałem, że w Polsce są kiepskie drogi, u nas są autostrady. Średnia prędkość to 20 km/h. Co chwila pojawiają się etapy drogi dziurawe jak ser, z dołami i dziurami na głębokość metra, czasem asfaltu zwyczajnie nie ma, pozostały same głazy. Myślę o swoim wcześniejszym pomyśle - wypożyczeniu samochodu bez kierowcy. Tak, tak sobie właśnie wcześniej wyobrażałem przejechanie Flores - wypożyczyć samochód, nocować gdzie popadnie, i samemu być kierowcą... Wiele osób za nas musi się modlić, skoro ten pomysł wyparował mi z głowy zanim zaczęliśmy podróż. Znowu na 4 łapach.
Na północy większe równiny a góry i przyroda są raczej takie ... preriowe, Arizona?
W Riung mamy nocować w hoteliku prowadzonym przez polskiego księdza - Tadeusza Grucę. Cieszę się na samą myśl spotkania misjonarza. Nic z tego. Donatus mówi nam, że raczej go nie spotkamy - hotelik w Riung prowadzony jest dla zdobycia środków finansowych dla jego parafian, w okręgu, który właśnie mijamy.
- To tu! - Donatus pokazuje nam kolonialny kościół jakieś 100 metrów od drogi - To kościół księdza Grucy.
Nie ryzykujemy spotkania. Jedziemy dalej. Im dalej, tym bardziej sielskie klimaty na wsiach. Domki kryte strzechą. Jednym słowem - fajnie prymitywnie.
Jest już ciemno gdy dojeżdżamy do Riung i naszego siedliska. Dostajemy schludny pokój, z trzema oddzielnymi łóżkami i łazienką. Jest super! Tadeusza Grucy oczywiście nie ma. Jest za to jego dzieło - hotelik i kadra w wieku 15-18 lat, która pod nadzorem sióstr prowadzi ten najlepszy podobno pensjonacik w tej wiosce. Wioska dość niewielka, rybacka. Teraz trochę bardziej nastawiona na turystów ze względu na bliskie sąsiedztwo nieziemskiego parku krajobrazowego (lub rezerwatu) - '17 wysp'. To dla nich tu zmierzamy. Chcemy trochę posnurkować, pooglądać rafę i świat podwodny. Nie za bardzo nam się udało to na Molukach, więc może tu? Donatus mówi, że będzie dobrze. Podpowiada optymalne rozwiązania - oszczędzamy na oficjalnych cenach wynajęcia łodzi przewodnika. Mówi, że zna kapitana jednej z rybackich łodzi, który jeśli tylko będzie wolny jutro - popłynie z nami na wyspy na cały dzień. Super!
Zrzucamy nasze plecaki i jedziemy z Donatusem do rybaka. Jest! Wchodzimy do niego do domu, zachowujemy wszelkie rytualne grzeczności, postępując za Donatusem, który jest naszym tłumaczem. Kapitan, jak też większość rybaków w porcie, okazuje się być Bajo (to koczowniczo-wędrujący lud morski, spotkaliśmy się z nimi 2 lata temu na Togeanach). Wszyscy Bajo to muzułmanie, więc etykieta i kurtuazja musi być zachowana. Siadamy w izdebce. Żona kapitana częstuje nas herbatą. Herbatą powiedziałem??! Nie! To czysty lukier - z 10 łyżeczek cukru na filiżankę lub więcej. Z grzeczności pijemy i nawet robimy dość mądre i zadowolone z poczęstunku miny. Z pomocą Donatusa udaje się nam umówić łódź na jutro na godzinę 9. Zostawiamy zaliczkę na paliwo do silnika i jedzenie (na takim tripie to właśnie załoga jest odpowiedzialna za przygotowanie jedzenia) i wychodzimy zadowoleni z siebie.
- OK, Donatus, skoro znasz tu wszystkich to może znasz jakąś knajpkę w której coś jeszcze zjemy? - pytam naszego kierowcy.
- Jasne. Naprzeciwko jest jadłodajnia. Zamknięta już ale to mój znajomy - otworzy dla nas.
Faktycznie przechodzimy może 50 metrów i jesteśmy w uroczej tawernie na plaży. Właściciel pyta co zjemy i pijemy.
- Ryba, Bintang, a wy dziewczyny co pijecie? No i Cola. Donatus a Ty?
- Poproszę wodę, zjem co Wy.
- Nie pijasz alkoholu? - pytam
- Nie, nie pijam też kawy, herbaty. Nie sięgam po narkotyki - oznajmia.
- To po cholerę nosisz dredy a'la rasta? - dopytuję
- Zostało mi z młodości.
Czekając na rybę, popijając bintanga, colę i wodę wypytujemy Donatusa o jego życie. Długo nie musimy dopytywać. Opowiada nam swoją historię życia. Donatus okazuje się niesamowitym człowiekiem. Z mega historią, przeżyciami i doświadczeniem. Jego nieschodzący z ust uśmiech, życzliwość względem nas (no i korelacja z moimi obiektywami...) powodują, że czujemy do niego dużą nić sympatii.
Przypomnijcie mi abym przed końcem Flores poświęcił oddzielny post dla Donatusa.
Jest ryba, ryż, warzywa no i ... sosy. Sosy z chili. Najadamy się do syta.
[SS]
Drzewo goździkowe. Ma charakterystyczny pokrój, szybko nauczyliśmy się je odróżniać od innych gatunków.
Słupki kwiatów goździkowca to przyprawa, która znamy pod postacią goździka - tego samego dodawanego zimowymi wieczorami do piwa lub do bardziej wyszukanych potraw. Wcześniej, po zerwaniu musi wyschnąć, najczęściej na plandece na podwórku lub pobliskim asfalcie.
Pola ryżowe w okolicach Moni.
Palma cukrowa - Arenga pierzasta (Arenga pinnata). Z niej uzyskuje się cukier palmowy. Można też stosować do produkcji araku lub wina palmowego. Zastosowań wiele...
... owoce palmy cukrowej.
Wodospady w okolicach Moni. Przez miejscowych wykorzystywane do kąpieli.
Wskakujemy? ... ;-)
Wiejski targ, gdzieś po drodze.
Kupujemy dziwne owoce, których nazw nie pamiętam, pozostał tylko ten niesamowity smak :-)
Krzaki kawy. Na Flores uprawia się głównie arabicę. Niestety jest to duży problem - pod plantację kawy karczowane są dzikie drzewostany - dżungla.
Owoce kawy.
Tradycyjna wioska przed Ende. Donatus oferuje nam dojazd do niej. Chcemy jednak dziś dojechać do Riung na północy. Podobne mamy spotkać w okolicy Bajawy.
Uprawa pola ryżowego. Błotne bawoły.
Ryż i pocięte orzeszki betelu schnące na ulicy.
Flores to wyspa kwiatów przecie...
Sielski widok
Donatus mówi nam, że pierwszy raz w życiu widzi taki okaz - z 3 owocostanami na 1 pędzie. Zazwyczaj bananowiec wykształca pojedynczy kwiatostan.
Pola ryżowe przed Ende.
Konie to dobry środek płatniczy. To także część posagu i wykupu panny młodej.
Zaskoczył nas zwyczaj grzebania zmarłych w bezpośrednim sąsiedztwie domostw. Ludzie żyją ze zmarłymi. Na nagrobkach się je, odrabia lekcje, spotyka z sąsiadami... Często zadaszone.
Danoatus opowiada, że zmarłe noworodki często grzebane są w domu...
Niebieska plaża. Kamyki są cudne... :-)
... często sprzedaje się je do ogrodów, na wysypanie ścieżek itp.
Trans Flores Highway.
Północne rejony wyspy - bardziej stepowo.
U Bajo w porcie. Załatwiamy łódź i załogę na dzień następny. Chcemy popłynąć na '17 wysp'. Kurtuazyjna herbatka.
Ryba w tawernie. To tu toczymy długie rozmowy z Donatusem...
Danatus opowiada, że jego dzieci najbardziej w rybach uwielbiają oczy. Spróbowałem i ja... - tłuste ale dość dobre w smaku.
Jesteście juz (SKiN&M) w W-wie, czy sami...
OdpowiedzUsuńa NiM u dziadków???
Pozdr.GIZI