sobota, 20 lipca 2013

Tana Toraja. Festiwal oraz Funeral

16.07.2013 r.

Obudzilo mnie pianie kogutow. O 6.00 rano juz robi sie widno. Zwloklem sie z lozka aby wyjsc na balkon i nagrac dzwieki kurakow. Niby takie same na calym swiecie ale te jakby w odleglosach intensywniejsze ;-). Kilka zdjec na otaczajaca panorame. Gory we mgle, ale w oddali widac tradycyjne domki Torajow.
Mam goraczke. Ale to nic, lykne kilka paracetamoli i powino byc OK. Najwazniejsze, ze Natka i Karolina czuja sie dobrze.
Wracam na kilka chwil do lozka. Rozkoszna chwila gdy po kilku dniach i nocach, spaniu na siedzaco lub na lawce na lotnisku, czlowiek moze rozlozyc sie w pozycji horyzontalnej.
Dzis jedziemy do malej wioski aby uczestniczyc w pewnej ceremonii. Mamy tez inne plany. Ale o tym pozniej.
Jestesmy niesamowicie podekscytowani i ciekawi tego co zobaczymy. Niby wiele razy ogladalismy zdjecia, czytalismy relacje, filmy ale to nie to samo.
Nikolas nasz "friend" - przewodnik' jednak nas nie zawiodl, przyjechal. Co prawda ze "studenckim kwadransem" (w tym czasie zdazylismy juz zareklamowac jego prawo jazdy wsrod innych przewodnikow - ale niepotrzebnie ;-)).
Jedziemy. Samochodem 4x4, wydaje sie ze indonezyjskie drogi na taki woz nie beda straszne. Zobaczymy. Jedziemy najpierw na arene miejska gdzie od tygodnia trwa festiwal Tana Toraja. Z okazji 100 rocznicy przyjecia Chrzescijanstwa w tym rejonie. Jest parada. Przechodza wszyscy przedstawiciele rodow zamieszkujacych te strony. Wiekszosc w niesamowitych strojach. Robie zdjecia, filmuje. Dziewczyny i Nikolas zostaja zaproszeni na trybuny. Wita sie z nimi jakis miejscowy dostojnik.

Parada Toraja w tradycyjnych strojach w Rantepao

Paraduja i duzi i mali. Jest ... kolorowo :-)

 Natka i mala Torajka


Indonezyjki sa piekne lecz na potrzeby tej wyprawy (i bloga...) przyjmijmy, ze zaraz po Polkach :-)

    Po kilku kwadransach zmykamy stad. Nie znieslibysmy kolejnego tygodnia tej procesji (choc dla miejscowych to niesamowita atrakcja). Wyjezdzamy z miasta, w zwiazku z festiwalam wszystko w Rantepao zakorkowane. Jedziemy lokalnymi drogami - w koncu krajobraz sie zmienia, z miejskich malych domkow, czesto stylizowanych na tradycyjne, przenosimy sie w okolice lepianek krytych matami. Pojawiaja sie pola ryzowe. Na poczatku takie normalne, znane nam z innych rejonow Azji, az w koncu pojawiaja sie tarasy :-) Nie bedziemy sie na nich teraz skupiac - mamy nadzieje na zobaczenie malych perelek krajobrazowych w nastepnym dniu.

Uprawa ryzu

     Trzymalismy do tej pory w tajemnicy glowny powod dla ktorego tak bardzo zalezalo nam na Tana Toraja. To obrzedy pogrzebowe! Toraja to ludzie dla ktorych smierc jest wazniejsza niz zycie. Inaczej niz w tak zwanej "zachodniej" cywilizacji podchodza do wartosci, do bytow. Daje to do myslenia, a jakze... Ale w filozoficznych tematach pozniej.
Gdy umiera Toraja sa dwie ceremonie: pierwsza bezposrednio po smierci - smutna, rodzina, przyjaciele, sasiedzi oplakuja zmarlego; jednym slowem - wielki smutek. Ale chwile potem nastepuje otrzezwienie, rodzina zabezpiecza cialo. Formalina, kadzidelkami, roznymi innymi srodkami zmarly zostaje zakonserwowany. Od tej pory mieszka z innymi zyjacymi czlonkami rodziny. Bywa tak, ze lezy w jednym lozku z innymi zyjacymi (czesciej jednak zawiniety jest w przescieradlo). Czeka. Na co? Az rodzina przygotuje sie do drugiej ceremonii. Ceremonii wlasciwego i ostatecznego pogrzebu - tomate. Na druga uroczystosc (w przeciwienstwie do pierwszej - wesola) musi zostac zaproszona cala rodzina - nawet najdalsza. A roznie to bywa w Indonezji - rodzina najczesciej liczna (o tym przy innej okazji - przypomnijcie gdybysmy zapomnieli). Druga ceremonia laczy sie z zebraniem ogromnych srodkow finansowych. Od smierci rodzina zmarlego zaczyna przygotowania do owej drugiej czesci. Skomplikowana sprawa. Trzeba zebrac kupe kasy aby godnie przyjac rodzine, zakupic bawoly, swinie, pobudowac w centralnym miejscu wsi specjalne pomieszczenia dla gosci oraz wieze - taras na trumne zmarlego (wiekszosc budowli jest z bambusa, ale sa tez elementy drewniane), rozeslac informacje o dacie pogrzebu. Bywa tak ze zmarly 'mieszka' z zyjacymi przez kilka lat, bo rodziny nie stac aby w krotkim czasie go pochowac. Smutna sprawa... Ale nie dla Toraja. Dla nich to normalne. Nawet bogate rodziny czekaja z pochowkiem wiele miesiecy a nawet lat. Aby obraz byl pelny kazdy Toraja po przekroczeniu 40, 50-tki mysli o zabezpieczeniu wlasnych uroczystosci "funeral". W rodzinach rozmawia sie najczesciej jak wygladaly pogrzeby, kto byl i kto jaki prezent przyniosl. Gdyz zaproszona rodzina i przyjaciele przybywajacy na ostateczny pochowek sa zobowiazani przyniesc ze soba jak najbardziej wartosciowy prezent. Najbardziej pozadane sa bawoly (szczegolnie te o zmiennym namaszczeniu i niebieskich oczach), a nastepnie swinie.
Ale wracajmy do nas...Dostajemy sie na ceremonie pogrzebowa, ktora odbywa sie w jakiejs zapadlej wiosce posrod zalanych pol ryzowych. Dowiadujemy sie, ze zegnany jest bogaty czlowiek.

Drewniana figura w skali 1:1 zmarlego przed 2 laty gospodarza uroczystosci w ktorych uczestniczymy. Jest tak samo czczona jak trumna z zakonserwowanym cialem.

Szacowana liczba gosci to okolo 1000 osob, jest tez jakas szacowna persona z Jakarty - profesor (to on wlasnie daje najbogatszy prezent - bawola o zmiennym ubarwieniu i niebiskich oczach).
"Zapraszajacy" nas na swoj pogrzeb zmarly, czekal 2 lata. Uroczystosci trwaja juz od kilku dni. My uczestniczmy w jednym - tym najwaznieszym. Jest juz po walce bykow (odbyla sie dzien wczesniej). Kazda czesc rodziny ma scisle wyznaczone miejsce. Zauwazamy ze wszysto toczy sie wedlug scisle, wczesniej ustalonego scenariusza.
Po przybyciu zostajemy oficjalnie zaproszeni na pogrzeb. Okazuje sie, ze nasz przewodnik zna wiele osob z rodziny, dzieki temu udaj sie nam poznac kulisy kuchni (takze w tym doslownym znaczeniu).

Kobiety przygotowywuja posilki dla wszystkich gosci. 



Czlowiek pilnujacy tradycyjnych posilkow Toraja - miksu miesn-warzywnego z trawa cytrynowa i imbirem, pieczonych na ognisku w bambusowej tykwie


Zagladamy do wszystkich zakamarkow, widzimy cale budynki/namioty z maty bambusowej, w ktorych caly czas sa przygotowywane poczestunki - herbata, kawa, slodycze, dania glowne, w tym tradycyjne dania Toraja - wieprzowina lub siekany z koscmi kurczak napychany do tykw bambusowych wraz z warzywami, trawa cytrynowa i imbirem. Wiem, ze smakuje wysmienicie - poprzedniego dnia szargamy sie finansowo (najdrozsze danie z menu w sasiednim guesthouse).
Troche robie za Cejrowskiego, a Karolina za Makarona - krecimy cykl filmow o poszczegolnych etapach ceremonii (moze umiescimy kiedys jako PS w tym blogu :-)).
Zostajemy zaproszeni do jednego z domkow dla gosci. Czestuja nas kawa, herbata, slodyczami - bardzo nam smakuje. Po chwili wnoszone jest danie glowne - pieczone kawalki swini, cholernie tlustej swini. Ryz, kurczak i jakies warzywa. Natka naklada najtlustsze kawalki, ja staram sie wybrac z czastkami miesa. Dezynfekujemy rece, ale nasz przewodnik wskazuje na naczynko z woda. Maczamy palce. Teraz mozemy zabrac sie za jedzenie. Nakladamy reka ryz i inne smakolyki. Jemy. Smaczne. Dziwie sie Natce, gdyz nigdy tlustego nie jadala a tu tluszcz jej splywa po brodzie. Widocznie "deceased" byl bardziej przekonywujacy niz ja do tej pory :-)
Nie koncze swej miski, gdyz Nikolas kiwa na nas bysmy szli za nim. Zaczyna sie procesja. Ustawia sie kondukt (ale wcale nie zalobny) mimo ciemnych ubran wszyscy sa weseli i radosni. Na poczatku woly. Pozniej liczni, ale nie wszyscy uczestnicy. Pozniej trumna ze zmarlym dzwigana na noszach przez wielu mezczyzn. Kolejna - drewniana figura - podobizna zmarlego w skali 1:1 i inni. Ruszamy. Co chwila trumna za zmarlym jest podrzucana (przypomina mi sie polskie powiedzenie ale w odwrotnym znaczeniu: "nieboszczyk w trumnie sie przewraca"). Wszyscy sie ciesza. Niby podniosly nastroj ale na wesolo.

Zalobnicy ze zmarlym, w glebi, za trumna widac pod baldachimem niesiona figurke z jego podobizna

Procesja wraca do wlasciwego miejsca. Trumna zostaje wniesion na trybune/wieze - 6-8 m wysokosci - umarly na wszystkich musi miec baczenie. Teraz nastepuje uroczyste odczytanie jego zyciorysu, oczywiscie w jezyku Toraja a nie w indonezyjskim. W zasadzie przemowienie (jakies 45 minut) zostaje wykrzyczane a nie "przymowione" ale to taki zwyczaj (mam to nagrane na dyktafonie, wiec pewnie kiedys tu trafi). Orszak z zalobnikami zajmuje oficjalne miejsce.

Najblizsza rodzina zajmuje uprzywilejowane miejsce - najokazalszy z domow, ktory na te uroczystosc zostal zbudowany (po uroczystosciach wszystkie zostana rozebrane)

Oficjalnie wniesienie wszystkich zywych podarkow. Tu swinie.

Njajdrozszy podarek - laciaty bawol z niebieskimi oczyma. Zaprawde, zmarly byl liczaca sie postacia oraz ma bogata rodzine.

Figurka z podobizna zmarlego wedruje do glownego budynku, wraz z nim najblizsza rodzina. Dalsi krewni czestuja bliskich herbata, kawa oraz jakimis wonnociami. Kolej na odswietnych spiewakow. Jestesmy zauroczeni. Dla nas to wszystko jest niesamowite, zupelnie obce ale jakze pouczajace - dajace skale w zyciu (ciagle to powtarzam :-)).
Koniec z "pielgrzymkami". Przychodzi czas na ktory przyjezdzaja na takie ceremonie zachodni turysci (zaznaczam, ze to nie to nas tu sciagnelo) - krew. Krew bawolu. Tego dnia zostaje poswiecony tylko 1 bawol. Nastepnego dnia maja byc zabite wszystkie, wraz ze swiniami, a mieso zjedzone oraz rozdane wsrod uczestnikow pogrzebu. Na srodku placu zostaja wbite pale. Przyprowadzony bawol (ale nie ten najdrozszy) przymocowany do dragow oraz spetany. Wyznacony czlowiek (chyba w jakims transie) tanczac obok niego jednym ciosem przecina mu gardlo. Bawol pada w konwulsach. Zyje. Dlugo jeszcze zyje. Jego powolna smierc ma pomoc zmarlemu przejsc na druga strone. W koncu po wielu minutach zwierze pada, z jego krtani toczy sie rzeka krwi. W koncu jest martwy. Czy zwierze pomoglo zmarlemu? Nie wiemy, jako Katolicy wierzymy ze nie. Ale oni tez sa Chrzescijanami. Ich wierzenia czesto to pozostalosci po animizmie, wymieszane sa z Chrzescijanstwem. Mamy mieszane uczucia, ale traktujemy to w kategoriach poznawczych. Staramy sie byc obserwatorami i nie ingerowac w to co sie dzieje. Nie mamy na to wplywu. Nie osadzamy innych - to nie nasza rola.

| Uwaga drastyczne, nie do ogladania przez dzieci i ludzi o slabych nerwach |

Powoli konajacy bawol jako ofiara, ktora ma pomoc przejsc zmarlemu na druga strone.

Nikolas dyskretnie nam podpowiada jakiej osobie wreczyc prezent (przywiezlismy ze soba karton dobrych gozdzikowych papierosow - nie musielismy kupowac swini ani tym bardziej bawolu :-)). Przed wyjsciem jestesmy jeszcze swiadkami skrupulatnego liczenia wszystkich podarkow. Kazde zwierze jest oznaczone oraz odnotowywane - od kogo pochodzi (w przyszlosci bliska rodzina zmarlego podobna wartoscia podarku sie zrewanzuje). Dlatego ceny zwierzat (bawoly, swinie) w tym rejonie dochodza do absurdalnych kwot. Wydaje sie, ze sa hodowane glownie na funeral.
Zegnamy sie z czescia rodziny zmarlego. Opuszczamy uroczystosci, ktore jeszcze potrwaja kilka dni.


Wojownicy Toraja w swych tradycyjnych strojach to honorowi goscie pogrzebu

 

Wyświetl większą mapę
Zdjęcie satelitarne z mapą Rantepao

3 komentarze:

  1. To jest prawdziwa turystyka!

    RA

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli tam jeszcze obrońcy zwierząt nie dotarli?

    OdpowiedzUsuń
  3. No to mieliście szczęście, że akurat trafiliście na uroczystości, które tak baaardzo chcieliście zobaczyć :-), przecież nie każdego dnia kogoś "chowają".
    Jestem trochę pod wrażeniem, że jecie te ich specjały, przygotowywane, hyyym...,przez tubylców...w warunkach jakie tam istnieją, tzn. nie w knajpeczce chociaż tylko tak po prostu...:-)
    Karolina, ty też to jadłaś, czy Sławek i Natka bez Ciebie?
    Powodzonka i ostrożnie może z tym jedzeniem...

    OdpowiedzUsuń