poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Sulawesi - Flores

28.07.2013

Do poprzedniego dnia - przemyślenia: Ampana, 50 tysięczne, strasznie zanieczyszczone miasto, bez większych atrakcji. W Tadziowym LP szczątkowe informacje - głównie o Fire Caves. To wszystko. Miasto-przesiadka w drodze na Togeany. Los chciał, ze musieliśmy wrócić tam wcześniej, poświęcając 2 dni pobytu na nieziemskich wyspach. Powiewało nudą i straconym czasem (może nie do końca straconym - nadrobilibyśmy zaległości na blogu ;-) ). A wyszło? Super! Rafa piękniejsza niż na Togeanach. Wystarczyła godzina, dwie łodzią aby poznać fantastyczny podwodny świat. Cenowo? Jakoś 1/3 tego co na wyspach. Jeśli tylko ktoś płynie na Togeany oglądać rafy, polecamy: zostańcie w Ampanie, zagadajcie z jakimś starszym rybakiem (młodsi mogą już być skażeni chęcią zdobycia łatwej kasy od bladych twarzy), 'nasz' miał na imię Ambre (jego zdjęcie w poprzednim poście), zaaranżujcie sami swój wolny czas - taniej, wielokrotnie lepiej i przede wszystkim nietuzinkowo :-)

Co do Ulfy. Do końca jej nie rozgryzłem. Nigdy nie spotkałem się z takim typem człowieka. Nie potrafię ocenić jej postepowania. Z jednej strony zapewne chciała zarobić na nas kasę. Z drugiej była bezinteresownie pomocna. Czasem jej ta pomoc nie wychodziła, no ale liczyły się chęci. W końcu zdecydowaliśmy się skorzystać z jej propozycji - wynajęcia od niej samochodu na przejazd do Luwuk (najbliższego portu lotniczego, skąd mamy kupione bilety na lot do Makassar). Droga z mapy niezbyt daleka (200-300 km), ona mówi, ze to 7 godzin jazdy prywatnym transportem. Cenowo drożej niż publicznym. Faktem jest, że już przywykliśmy, iż w autobusach gryzą nas pchły, czujemy się jak sardynki, upsss.... wędzone sardynki (jeśli takie są ;-) ), biegają po nas karaluchy, mamy ciągłe jakieś niespodziewane wypadki i przygody... ale tym razem decydujemy się przepłacić za transport i przystać na propozycje Ulfy. Ona mówi, że pojedzie z nami....

Czekając na przyjazd Ulfy, delektujemy się rzadkim dla nas, na tej wyprawie, smakiem piwa (no i jest WiFi)

No cóż. Odjeżdżamy. Nie kończę jakiegoś maila (chyba do Pana Romana z NZ), wsiadamy, okazuje się, że nie jedzie ona, tylko kierowca, a ona i jej przyjaciółka (którą poznaliśmy na kolacji) siedzą na ostatnim rzędzie siedzeń. Nie wiem co o tym sądzić. Jedziemy. Droga niesamowita, jeszcze gorsza niż do Poso, można rzec - drugie KKH. Całe szczęście, że nie wszystko widzimy ...;-). Dziury, urwiska, czasem na krawędzi klifu, w większości droga bez asfaltu (hehehe... - dziwne skojarzenie: leśne drogi do zrywki drewna w Nadleśnictwie Lidzbark są zdecydowanie lepsze niż ta 'krajówka' z Ampany do Luwuk). Ulfa proponuje aby w Luwuk zatrzymać się u jej siostry na godzinę. Podobno siostra chce poznać Natkę. Zaczynam się niepokoić; przypominają mi się różne filmy z dzieciństwa o tematyce kidnaperskiej; zastanawiam się gdzie Karolina włożyła nóż ... . Faktycznie podjeżdżamy o 3 nad ranem pod dom siostry. Siostra zaspana, chyba bardziej skacowana niż Ulfa (ramadan), próbuje zamienić kilka zdań z nami. Szybka decyzja - jedziemy na lotnisko; powód - niepokoimy się o nasz samolot. Przystają, acz z niechęcią. Dojeżdżamy do lotniska. Wszyscy nam towarzyszą do samego końca - Ulfa, jej przyjaciółka i kierowca. Siedzimy, czekamy, wymieniamy adresy. I ... wsiadamy do samolotu.... Cały czas czułem, że to tak łatwo się nie skończy. A się łatwo skończyło ... :-) Bez podtekstów. Ulfa chyba okazała się hipsterem w branży turystycznej. Może nas/Natkę tak polubiła jak zapewniała. Nie wiem i się pewnie nie dowiem. Jednak wszystkim którzy trafią do Ampany będę rekomendował wizytę u Ulfy. Ot, kolejna dziwna historia. Może mało znacząca aby ją tu umieszczać ale mi nie dawała ona długo spokoju. [SS].

Pożegnalne zdjęcie na lotnisku w Luwuk. Od prawej: Ulfa, kierowca, Natka, Karolina i przyjaciółka Ulfy.

Docieramy na lotnisko w Luwuk o 4.00. Jest zamknięte... Otwierają dopiero o 5.00... No, jakoś nas to nie dziwi :-). W końcu po odprawie wychodzimy na płytę lotniska; to chyba zbyt szumne określenie, ale co tam. Rozjaśnia się i możemy zobaczyć jak to wygląda, przeraża! To tylko niewielki pas startowy i nic więcej... Lecimy małym samolotem śmigłowym, który dużo miejsca nie potrzebuje. Modlę się. I już po 1,5 godzinie lotu jesteśmy w Makassar (droga lądowa to jakieś 5 dni podróży :-) ). Chwila oddechu i kolejny lot do Denpasar. Oszczędzimy Wam szczegółów tej części podróży - nie jest celem samym w sobie naszej wyprawy. Tu kolejna przesiadka (i dobrze bo rzeka białych) i już o 13.00 jesteśmy w Labuanbajo na Flores :-)  W sumie 6 godz. podróży a pokonaliśmy kilka tysięcy kilometrów. Po wyjściu z lotniska jak zawsze mnóstwo chętnych aby 'pomóc'. Po rozeznaniu sytuacji jesteśmy zdani na wynajęcie samochodu, który zawiezie nas do miasta. Wysiadamy w części portowej. Mamy już w głowie cały nasz plan na najbliższe dni, teraz tylko wystarczy kilka ustaleń w miejscowym biurze i płyniemy na Kanawę. No i jak to czasami bywa plany sobie a rzeczywistość sobie. Jest jeden wolny bungalow na Kanawie ale tylko na dwie noce :-((. Szybka wymiana zdań ze Sławkiem i rezerwujemy to co jest. Grając na zwłokę idziemy szukać czegoś w innych biurach. Jest szczyt sezonu (ciasno wszędzie jak na plaży w Jastarni...) i w zasadzie nie ma co marudzić tylko brać co jest. W drodze powrotnej wstępujemy do jeszcze jednego biura, o którym czytałam na travelbicie. Oczywiście maja dla nas specjalna propozycję ... bo jesteśmy z Polski, a oni są fanami Lewandowskiego i Piszczka :-) (dobrze ze chociaż Natka wiedziała o kogo chodzi bo marni z nas fani piłki nożnej). Tajemna wiedza do targowania (tak użyteczna w Azji) jest nam znana, więc zaczynamy negocjacje :-).  Udaje się wytargować całkiem przyzwoitą cenę za rejs dwudniowy statkiem na Rincę i Komodo (warany bójcie się!). No i znowu jakoś udało się załatwić, w sumie lepiej niż nasze plany zakładały... Wracamy po plecaki i idziemy do portu skąd mamy płynąc na Kanawę.

W drodze na Kanawę.

Na wyspę docieramy po 1,5 godzinie. Lokujemy się w bungalowie i zanim się jeszcze ściemni idziemy zobaczyć rafę z pomostu. Wygląda obiecująco :-). [KS].

Widoki podczas rejsu na Kanawę


Nasz bungalow na Kanawie

Widok z naszego domku. W oddali Komodo.
 
 
Ze względu na ograniczenia funkcyjne w Google Maps, ten odcinek naszej podróży musimy zaprezentować na dwóch mapach:
A. Droga lądowa z Ampany do Luwuk:

Wyświetl większą mapę
A- Ampana, B - Luwuk

B. Droga lotnicza z Luwuk, poprzez Makassar, Denpasar do Labuanbajo:

Pokaż Z Luwuk do Labuanbajo na większej mapie
A - Luwuk, B - Makassar, C - Denpasar, D - Labuanbajo

1 komentarz:

  1. No teraz to już Wam mega zazdroszczę
    Pozdrawiam MF

    OdpowiedzUsuń