sobota, 3 sierpnia 2013

No reservation... It's up to you

19 - 25.07.2013 

Zastanawialismy sie gdzie i kiedy umiescic ta historie. Najlepiej wypadnie w tym miejscu...
No wiec tak. Wspomnielismy juz, ze nasza wyprawa tylko w malej czesci byla organizacyjnie zaplanwana.
Wiedzielismy, ze chcemy byc na Sulawsi. Odwiedzic w szczegolnosci Tana Toraja, wpasc na kilka chwil na archipelag Togeany aby zachwycic sie podwodnym swiatem (dlatego tez jeden z naszych placakow po brzegi zapelnilismy sprzetem do snoorkowania). 
I dalej nic. Oprocz biletow z Singpuru do Makassaru nic. 
Zanim wyplynelismy na Togeany, probowalismy zrobic rozeznanie co dalej. Mnie po glowie chodzily polnocne Moluki z wyspa Morotai lub Sangir - Talaud Island - malo odwiedzany przez Europejczykow rejon. Musielibysmy sie wtedy dostac promem do Gorontalo, pozniej do Manado a dalej lokalny samolot lub prom.
Karolinie i Natce zalezalo jednak bardziej na czyms pewniejszym, czyms o czym juz slyszaly. I tu wlasnie musze rozwinac drugi czlon tego posta -  it's up to you. 

Mapa Indonezji wraz z przewodnikim LP stnowily dla nas jedno ze zrodel inspiracji. W tym miejscu podziekowania dla Tadzia - bez jego skutecznej rekomendacji zapewne nie wydalibysmy 120 zl na przewodnik... ;-)

Podczas prowadzenia tego bloga w komentarzach oraz prywatnej korespondencji pojawily sie glosy dotyczace jednej z najslynniejszej atrakcji Indonezji - waranow z Komodo. Przychylilismy sie ku waszym sugestia i zdecydowalismy. Labuan Bajo. Komodo i Rinca. Postanawiamy wiec dostac sie w rejon gdzie zyja te prehistoryczne stworzenia. Niech wiec to bedzie taka interaktywna wyprawa, na ktora czytelnicy bloga maja wplyw. Wplyw na to gdzie podroznicy poleca, pojada, poplyna, wyciagna aparat, kamere i przesla co ciekawsze zdjecia i opisy.
No tak, ale zaraz zaraz, niech Wam - drodzy czytelnicy nie przyjdzie do glowy taka oto sugestia: "skoro juz tam jestescie to do Antarktydy juz rzut beretem..." ;-)
Wrocmy jednak do poczatku...
Jutro mamy wyplynac z Ampany na Togeany. Podejmujemy decyzje, ze dalej postaramy sie przedostac na zachodnie wybrzeze Flores. Szukamy cala noc biletow w internecie (mamy polaczenie w naszym hotelu, oczywiscie dobry zasieg wi fi jest blisko recepcji wiec dziwacznie wygladamy o 4.00 nad ranem sledczac tam nad tabletem).
Nie jest to jednak dobry kierunek polaczen lotniczych. W koncu Karolina znajduje laczony lot: z Luwuk do Makassar dalej do Denpasar (Bali) i Labuan Bajo (na Flores). Dla nas najwazniejsze jest ze caly laczony lot odbywa sie w przeciagu jednego dnia i jest obslugiwany przez jedna linie -Lion Air. O 4.00 rano - krzyczmy "hura!".
Nie ma jednak tak latwo. Przychodzi do kupna biletow. Te linie nie akceptuja europejskich kart, ani Visa ani Master Card.
Robi sie zimno, w pewnej czesci ciala - cholernie zimno. Za 6 godz. mamy prom na Togeany, a tu dalej zadnego rozwiazania. W dodatku jest ramadan - okres podwyzszonych wedrowek Muzulmanow. No coz, kladziemy sie choc na 2 godz. Moze ranek przyniesie rozwiazanie.
Dzien wczesniej poznajemy pewna kobiete  - Ulfe. Przez wielu nazywana Miss Harbor. Pracuje w informacji turystycznej w porcie w Ampanie. Obiecuje pomoc w organizacji biletow. Zdajemy sie wiec na nia. Budzimy sie rankiem i biegniemy do portu. Ulfa wyglada na niezle skacowana osobke, mimo ze zapewnia ze jest Muzulmanka, do noszenia burki jej daleko ;-). 
Probujemy sie z nia dogadac, ale nasz i jej angielski nie sa w pelni kompatybilne :-).
Podobno mamy juz wsiadac na prom, a ona znajdzie "czleka od biletow". No coz pod wplywem jej sugestii wsiadamy na prom. Pojawia sie gosc. Dadang. Mlody, operatywny z laptopem i internetem. Wyjasniamy nasza sytuacje. Jest zdziwiony, proponuje prowizje 10%. Dla nas to cholernie duzo. Bilety lotnicze kupione na ostatnia chwile do tanich nie naleza, lecz perspektywa spedzenia tygodnia w autobusach, minibusach, jakos mocno nas determinuje. Wyjasniamy, ze nie mozemy kupic biletow ze wzgledu na ograniczenia naszych kart. On rozumie. My nie mamy calej gotowki przy sobie. Rzecz rozbija sie o zaufanie. Czy on moze nam zaufac kupujac bilety a my zaplacimy mu jak wrocimy z Togeanow do Ampany? Czy my jemu dajac czesc kasy. Ustalamy, ze placimy mu polowe, reszta po powrocie, po wyjeciu pieniedzy z ATM. Targujemy tez  jego prowizje. Przystaje na to. Prom odplywa. Na poczatku jestesmy wkurzeni, ze tak dziwnie to wszystko zostalo zalatwione. Pozniej przychdzi ulga, ze jednak jedziemy dalej  i mamy dalszy odcinek zabkowany. 
I tu mala uwaga - na Togeanach nie ma internetu (nie ma tez przez wieksza czesc dnia pradu, ale to zalezy od miejsca - prad z generatorow spalinowych).
Po trzech dniach przychodzi do nas ktos z obslugi Fadhila - pyta sie czy jestesmy Polakami i mowi, ze sa problemy z naszymi biletami lotniczymi. Szlag! Kurcze, przez skore czulem ze cos bedzie nie tak...Co mamy robic? Alternatywy w zasadze brak. Decydujemy sie skrocic o dwa dni pobyt na Togeanach i wczesniej wrocic do Ampany, aby znalezc jakies rozwiazanie. Wracamy. 
W miedzyczasie zaprzyjazniamy sie z para Slowencow: Noris i Jozko oraz ich adoptowanymi z Rosji dziecmi - Liza i Siergiejem. Po pewnym czasie laczy nas cos wiecej, niz podrozna znajomosc. Jakos tak sie trafia, ze gdzie jedziemy czy plyniemy - oni tez :-). Wracamy przez Sunset Beach do Ampany. Oni zostaja w pobliskiej Wakai (dalej w przeciwnym kierunku do Gorontalo).
Przyplywamy do Ampany (prom plynie prawie caly dzien). Niewiadomo skad Ulfa wie, ze wracamy, czeka na nas na przystani. Wyjasniamy problem. Martwi sie. Probuje znalezc inne polaczenie. Wczesniej mielismy z Luwuk (jakies 7 godz. jazdy z Ampany) ona przez innego znajomego "od biletow" znajduje z Palu (dalej niz Poso). Bilety sa, nawet tansze niz te wczesniejsze. My jednak musimy odzyskac kase od Dadanga i dowiedziec sie co sie stalo, ze nie kupil biletow. Ulfa probuje kilka razy dodzwonic sie do niego. Ma wylaczony telefon. Wiadomo - ramadan. W koncu wsiadamy w samochod Ulfy i jedziemy do domu Dadanga. Ulfa tlumaczy, ze w zasadzie go nie zna, ze to nie jest jej przyjaciel. Dojezdzamy do domu Dadanga Setiawana. Jest! Obiera jakies owoce. Jest zdziwiony nasza obecnoscia. Nerwowo dopytujemy sie co sie stalo, ze nie kupil biletow. Jako to? przeciez bilety sa, kupil je tego samego dnia gdy wyplynelismy na Togeany. Zadnej informacji nie przekazywal nam na wyspy. Jest mocno zdziwiony. My tez. Prosimy Ulfe aby cofnela rezerwacje biletow z Palu. Pedzimy z Ulfa do ATM po kase. Ulfa zmienia zdanie o Dadangu i mowi nam, ze to jej dobry przyjaciel i zawsze mozna na nim polegac ;-). Dla nas wazne, ze wszystko jakos sie ulozylo. Niepotrzebnie tylko stracilismy czas i wczesniej wrocilismy z Toganow. 
Mamy dwa dni  do zagospodarowania w niby nudnej Ampanie


To wlasnie podczas jednej z takich chwil dopada nas bledna wiadomosc o problemach z biletami. Kokos moze stanac w gardle

Natka z dziecmi naszych przyjaciol: Lisa i Siergiejem

Prom z Togeanow do Ampany. Kazdy szuka wolnego miejsca, my znajdujemy nawet lezace. 

3 komentarze:

  1. Sławek jakoś nie chce mi się wierzyć ,że nie miałeś zaplanowanego spotkania z waranami . Pewnie ukrywałeś to przed dziewczynami.Czekam więc na fotkę z waranem.
    Pozdrawiam MF

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja propozycja na Flores:
    Koniecznie trzeba poszukac Homo floresiensis, moze jeszcze gdzies w dzungli sa!
    Powodzenia pelen zazdrosci

    RA

    OdpowiedzUsuń
  3. Mirku, nie chce uprzedzac faktów ale na tym etapie podróży przychylalem się w kierunku północnym - tam gdzie mniej bladych twarzy...:-)

    OdpowiedzUsuń