czwartek, 8 sierpnia 2013

Kanawa - wersja męska

29.07.2013
Flores. Wyspa która napędza myśli, wyobraźnię.... Do głowy przychodzą wspomnienia z książki przeczytanej w dzieciństwie o innych gatunkach ludzi, o wspomnieniach dawnych podróżników, którzy widzieli właśnie tu hominidy z ogonami. To w końcu wyspa Ebu Gogo - małego 'człowieczka' - hobbita, którego legenda jest porównywalna z Yeti, czy Big Foot. Flores to wyspa niezwykła, pełna endemitów wśród świata żyjącego ale też fantastycznego ukształtowania terenu, wulkanów, dolin. To jedna wielka potencjalna przygoda dla każdego faceta :-). Tym razem nie dla mnie. Mimo, że wyobraźnią już jestem w jakichś jaskiniach, szukam szczątków wspomnianego w komentarzach przez Pana Romana Homo floresiensis, czy wytępionego prawdopodobnie przez niego (oczywiście nie przez Pana Romana ;-) ) słonia karłowatego ale czas nie pozwala zapędzić się nam w głąb wyspy. Nie zobaczymy też czarującego wulkanu Keli Mutu, którego jeziora mienią się różnymi kolorami. To wszystko może następnym razem.
    Tymczasem lądujemy w zachodniej części Flores, w małej mieścinie, w której zdecydowano się wybudować lotnisko - Labuanbajo. To właśnie lotnisko oraz pobliskie Komodo sprawiają, że ulicami tego miasteczka przetaczają się masy białych turystów. Dla niektórych jest to przystanek w dalszej drodze, dla innych cel, do którego zmierzali. A celem oczywiście jest pobliska wyspa - Komodo i jej naturalni mieszkańcy. O nie, nie chodzi tu bynajmniej o bawoły, węże, makaki, czy liczne ptactwo. Celem są smoki. Warany z komodo. Symbol tych stron a także w dużej mierze Indonezji. Zastanawiam się jak stworzono tę 'markę'. Kilka tysięcy jaszczurek ściąga tu tylu turystów. Dlaczego inne gatunki wymierających zwierząt lub roślin nie są tak atrakcyjne wśród turystów? W swoich odpowiedziach, a w zasadzie domysłach, doszukuję się znaczącej roli mediów. Odnoszę to do własnego Kraju - czy Puszczy Białowieskiej i żyjących w niej żubrów nie można by podobnie wypromować? Ale może lepiej nie, niech zostanie to tak jak jest, spoglądając na ruch uliczny i portowy w Labuanbajo, wybieram spokój.
    No właśnie - uciekamy z Labuanbajo na maleńką wyspę - Kanawa. Znajomy z travelbitu (Jacek Stefański) polecał ją jako cichą sielankę i rewelacyjne miejsce do snorkowania. W google map wygląda obiecująco. Wynajmujemy łódź z załogą w indonezyjskiej wersji afro-jamajka (zdjęcie w poprzednim poście) i jesteśmy na wyspie. Nie jest wcale taka mała jak ją sobie wyobrażałem. Rafa wygląda pięknie. Są nawet jakieś pagórki na które można się wdrapać i porobić 'panoramy'. Dostajemy bungalow prawie cały z bambusa, jest net (nie, nie... - nie internet, tylko moskitiera nad łóżkiem), są gekony na ścianach, więc jest dobrze :-).
    Następnego ranka, we dwójkę z Natką, wdrapujemy się na 'szczyty'. Wyczytujemy gdzieś, że droga zajmuje około 45 minut, nam zajęła blisko dwie godziny. Wzniesień w zasadzie jest kilka, na każde warto się wspiąć bo widoki są niesamowite.
   Słońce praży, kąpiemy się we własnym pocie. Na jednym ze wzgórz znajdujemy odrobinę cienia. Pytam Natkę czy chciałaby mieć taką swoją prywatną wyspę. I tak i nie. Toczy się dyskusja jak ją utrzymać, czy tylko z turystyki, czy można by ją "zachować dla siebie". Dochodzimy do wniosku, że na zakup i utrzymanie takiej wyspy musimy poczekać na jakąś polską kumulację lotka ;-). Podpytuję też córkę czy mogłaby się tu przeprowadzić na stałe. Ale okazuje się dobrą patriotką - nic poza Polską ją nie interesuje! Czuję, że na tym polu odniosłem sukces :-). W czasach kosmopolityzmu, gdzie słowo 'patriotyzm', różne kręgi opiniotwórcze starają się zrównać je z nacjonalizmem, czy nawet faszyzmem, to duży sukces i jak każdy cieszy :-). A więc 'męska wyprawa z córką' przyniosła mi sporo satysfakcji.
   Na wyprawie jest już nam ciężko. Czujemy się mocno zmęczeni, fizycznie zmęczeni. Ciągłe pobudki wcześnie rano, dziwny transport na dość znaczne odległości, inne jedzenie (smaczne zresztą ale inne), dają się nam we znaki. Czasem pojawiają się niczym nie wytłumaczalne złości, które szybko mijają ale jest to normalne - w końcu przebywamy ze sobą 24 godziny na dobę.
Mimo utrudnień i zmęczenia jesteśmy ciekawi tego wszystkiego co przed nami :-)



Widok z jednego ze wzgórz. W oddali Rinca.


Natka.


Autor postu.


To na jednym z takich wzgórz toczyliśmy z Natką rozmowy o patriotyzmie.


Jeden z ładniejszych ptaków na Kanawie (zapewne któraś z zięb), nie dorasta do rozmiarów słynnego gigantycznego bociana, którego kości znaleziono w 2003 roku na pobliskiej Flores (1,8m wysokości)


Inny śpiewak





Gekon w naszym bungalowie. Ten był wyjątkowych rozmiarów - około 30-35 cm długości. Jednak nie dał rady nas uchronić przed szczurem ;-). Na Flores wszystko jest albo gigantyczne albo skarłowaciałe.


Widok na Kanawę i jej wzgórza


Kanawa przyciąga zarówno poszukiwaczy przygód jak i mniej wymagających turystów. Pobliski port lotniczy w Labuanbajo jest znacznym ułatwieniem dla tych drugich. W tym miejscu pomyśleliśmy o Mariuszu i Danusi - Kanawa to bardzo dobry pomysł na postój w ich przyszłorocznej podróży dookoła świata :-)


Natalia i Karolina
 

Wyświetl większą mapę

5 komentarzy:

  1. Gratuluje, super czyta sie Twoje wpisy. Jak rozny jest punkt widzenia pomiedzy Waszymi opisami. Ale to wlasnie sprawia, ze blog jest ciekawy. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Popieram-świetny blog. A ten ptaszek to nie zięba tylko zeberka timorska -Zebra Fincz ( tam w naturze a u nas hodowany w klatkach ).Ten zielony ptaszek to Lemon-bellied White-eye (Zosterops chloris)-po naszemu szlarnik cytrynowy.
    Pozdrawiam MF

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękujemy za miłe słowa. Dla nas są ważne. Dzięki też za podpowiedzi co do nazw zwierząt, roślin, owoców.

    Dla ułatwienia wstawiłem na stronach wyszukiwarkę oraz tłumacza. Tłumacz niestety na razie nie będzie poprawnie działać - musimy poprawić wszystkie posty (przeedytować polskie litery).

    Pozdrawiamy
    SKiN

    OdpowiedzUsuń
  4. A moze Wam tam gdzies Rafflesia arnoldii zasmierdzi? Warto obwachac, to najwiekszy szmierdiel naszych czasow!
    Nie jestem pewien czy jest na Flores, ale jest rzekomo na Komodo
    pozdrawia
    RA

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej podróżnicy. Czytanie Waszego bloga staje się dla nas weekendowym rytuałem. Dziękujemy za rekomendację wyspy, ale przebywanie w strefie między zwrotnikami (no może poza Hawajami) napawa nas przerażeniem. Natomiast z wielką radością posłuchamy Waszych wrażeń po powrocie. Zapewniamy dobrą kolację. D i M

    OdpowiedzUsuń