środa, 20 lipca 2016

2015 - 29. W stolicy Nusa Tengara

29.07.2015.
(Sławek)

   Do Kupang dojechaliśmy jeszcze długo przed zachodem słońca. Na forach globtroterskich oraz w przewodniku LP polecany jest człowiek - Edwin Lerrick. Bierzemy więc jakąś taksówkę z dworca do którego dojechaliśmy i staramy się odszukać Edwina. Nie jest to łatwe...
 

  W końcu docieramy do niego. Edwin prowadzi coś na kształt centrum turystycznego dla bule. Głównie tych, którzy chcą się dostać na Timor Wschodni i oczekują na wizę. Jest tu czteropokojowy guesthause oraz prosta ale za to europejska kuchnia. Edwin i jego ekipa serwują tu europejskie hamburgery z bułek, które sam rano piecze w piecyku elektrycznym. Edwin ma europejskie pochodzenie, jego ojcem był Niemiec, zaś matka to Holenderka. Jednak on urodził się i całe życie mieszkał w Indonezji.
  Zamawiamy jakiś posiłek. Edwin chwilę nam towarzyszy. Widzę zdziwienie na twarzy gdy przed posiłkiem robimy znak krzyża. Mówi, że nie wierzy, że zbyt wiele nieszczęścia widział w slumsach w Dżakarcie. Przed jego biurem uchylne drzwi ze znakiem tao. Zastanawiam się czy jest sens polemizować z nim na ten temat. Stwierdzamy, że dla niego jesteśmy przypadkowymi 1-2 dniowymi gośćmi i na pewno nie budzimy w nim jakiegoś autorytetu, więc rozmowa na tematy religijne raczej nie ma sensu.
   Dopytujemy o drogę do centrum miasta. I sposób poruszania się.
Wszędzie można dojść piechotą lub machnąć ręką na bemo. Zaś do ścisłego centrum to rzut beretem.
Zaczyna się zachód słońca, więc nie tracimy czasu i pędzimy do centrum.
Jedna z alejek wieczorem przeobraża się w targ kamieniami szlachetnymi. Prawie jak w Amsterdamie ;-). Są i szlifierze, którzy od razu oszlifują i osadzą kamień.
Siedzimy przy nadbrzeżu, podziwiamy zachód słońca, jest cudnie :-)
   W drodze powrotnej znajduję ulicznego sprzedawcę płyt z muzyką. Pamiętacie - zachorowałem na pocio-pocio. Gość szuka i ... ma! To muzyka z Moluków - a więc tematycznie nam podwójnie bliska. Odsłuchujemy i jest 'nasz' utworek. Bierzemy!
Natka zauważa w bocznej uliczce garkuchnie. Skręcamy. Są owoce morza i ... olbrzymie krewetki. Córka jest w 7 niebie :-)

[SS]

 Kupang Bay podczas odpływu.

 Lawalon - siedziba Edwina Lerrick'a

 W mieście największą atrakcją dla miejscowych jest handel kamieniami ozdobnymi.




 Skamieniałe drzewa.

 Kupić, czy nie kupić? W końcu podobne mamy też w Polsce... ;-)

 Szlifierze 'diamentów' i ich precyzyjne maszyny ;-)




 
 W bocznej uliczce zauważamy garkuchnie z owocami morza :-)

 Wybieram kałamarnicę...


 

 ... a Natka krewetki.

 Pychota. Chyba lepszej nawet nie jadłem w El Nido na Palawanie.


Nocą życie w Kupang rozkwita. Jest wielu towarzyskich studentów.
 

2 komentarze:

  1. Czy w tych magicznych, pięknych miejscach funkcjonuje coś takiego jak wypożyczalnia samochodów? Czy można poruszać się swobodnie i wygodnie autem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewne są jakies wypozyczalnie samochodow, najpewniej przy lotniskach(proponuje przeszukać internet), jednak sposób poruszania, stan dóg i bezpieczeństwo na nich - zniechęcają do ponoszenia tego ryzyka. Najlepszym sposobem jest korzystanie z publicznego transportu +/lub wypożyczenie auta z kierowcą na konkreta trasę. Opchjonalnie - dobrym sposobem na krótsze odcinki jest motor lub skuter.
      Pozdrawiamy.
      SKiN

      Usuń