środa, 22 lipca 2015

2015 - 9. Dzungla

16.07.2015
(Slawek)

   Wczorajszy dzien zapadl nam w pamiec. Ciekawe doswiadczenie z gotowaniem.
Na dzis rano umowilismy sie ponownie z Julianem, planujemy pojsc do dzungli. Co prawda wczoraj troche sie powloczylismy ale bylo to po sciezkach. Marzy nam sie wejsc tak zupelnie na dziko, bez szlakow i sciezek, torujac sobie droge jedynie maczeta. Wczoraj na ten temat rozmawialismy z Julianem. Zgodzil sie..... [Całość posta niżej]
   Rano czekajac na motorki wpadamy na pomysl, aby kupic ryby z lodki od naszego gospodarza - Roberta. Jego synowie codziennie rano wyplywaja na polow, wiec damy im zarobic a i my bedziemy miec swiezytkie rybki na kolacje. Jak tu jednak sie z nim porozumiec? Robert nie mowi po angielsku, nasz blad, ze nie nauczylismy sie bahasa indonesia. W LP jest jednak niewielki slowniczek. Biore go ze soba, kartke i dlugopis i szukam Roberta, zawsze sie gdzies krecil... Jest! Pokazuje na odlegla lodke, w ktorej jest zapewne ktorys z jego synow i pytam:
- Ikan (ryba)?
Kiwa glowa na 'tak'.
Gestami, wskazujac na swoj brzuch i siedzace opodal dziewczyny, dopytuje, czy te ryby moga byc dla nas. Ciezki orzech do zgryzienia... W koncu jakos nawiazujemy nic porozumienia. Widze usmiech na jego twarzy. Jest dobrze. Zaczynam rysowac na kartce ognisko i miske, chyba zrozumial. Teraz pytanie:
- Z ryzem, czy bez? - tak zrozumialem jego slowa.
- Bez.
Pisze na kartce godzine na ktora ma byc posilek - 16ta. Kiwa glowa, ze zrozumial.
Zadowolony ze swej opeatywnosci, wracajac dopokoju spotykam zone Roberta, niosla pranie. Gestami dopytuje, czy wypierze nasze. Tak! Oddajemy wiec nasze brudne ciuchy do prania. Pelen sukces - obiad i pranie :-)
   Przyjezdza Julian ze swoja zona na motorkach. Wsiadamy i jedziemy do Paperu. To 10-15 minut jazdy zaledwie. Zostawiamy motorki w domu jego rodzicow i idziemy piechota w gory. Poczatkowo sciezka, pozniej przez dzungle. Dokladnie tak jak chcelismy. Jest duszno i mimo, ze to niewielka wyspa, a wiatr od morza powinien nas studzic, to potoczki potu splywaja po naszych plecach.
   Julian opowiada nam o roznych drzewach, o owocach, przyprawach. Napotykamy drzewa muszkatalowe. Dochodzimy do ogromnej skaly. Julian zauwaza przy niej weza. Tuz obok wija. Dziewczyny maja stracha - ktoredy isc aby nie nadepnac?
Idziemy caly czas pod gore. Pot sie leje, co jakis czas zatrzymujemy sie aby wypic choc lyk wody. Czuje jednak, ze kazdy wypity lyk natychmiast przeistacza sie w pot.


Julian maczeta toruje droge. Zatrzymuje sie jednak przy ogromnym drzewie oplecionym lianami. Przeina jedna z nich i sprawdzxa czy mocno sie trzyma u gory. Lapie ją i krzyczac - 'tarzan' husta sie na niej. Widok niesamowity. Rzucam torbe ze sprzetem foto i biegne zeby sprobowac. Hustam sie nad zboczem, niestety w malo dobrej sytuacji puszczam line i ... prawie lamie sobie nogi. Teraz juz wiem - 'nie puszczamy liany, chocby nie wiem co' .... ;-). Natka probuje ale sytacja podobna lecz nic sie nie stalo - poturbowala sie tylko.
   Idziemy dalej. Trafiamy na potezne skaly, dalej bez sprzetu asekuracyjnego nie damy rady. Julian sprawdza jeszcze inny kierunek. Kawalek idziemy. Trafaiamy na dzikie drzewa z papaja. Julian zrywa i dzieli maczeta. Pycha :-).
Dalej nie damy rady. Jestesmy cali mokrzy. Sprawdzamy czas - pora wracac - przed nami droga powrotna. Dziewczyny nie daja rady, co chwila zjezdzaja na tylku. Julian sie smieje, w koncu jednak Natce wyciosal kawal patyka do asekuracji.
   Po godzinie zeszlismy do cywilizacji ;-). W wiosce Paperu spotykamy siostre Juliana. Dokupujemy od niej galke muszkatalowa. Teraz to juz wystarczy ;-).
  Odpoczywamy przed domem rodzicow Juliana. Jego ojciec opowiada ciekawe historie o ruchach niepodleglosciowych na tych wyspach. Zajadamy rozne dziwne owoce, ktorych nazw nawet nie zapamietalem.
Wracamy do Saparua. Czekajac na ryby bawimy sie z miejscowymi dzieciakami na plazy. Sama radocha :-).
   Sa ryby! Bez ryzu, za to z sosem na oddzielnej miseczce. 


Prosto z ogniska, z grilla. Otulone egzotycznym dymem nie potrzebuja zadnych przypraw. Sa przepyszne. Kazdy z nas ma po 3. Najadamy sie do syta.
Pora spac. Jutro o 6 rano wyjezdzamy na 3 motorkach do Haria. Dalej promem do Tulehu na Ambon.
[SS]

 Ustalenia menu z Robertem - naszym hostem.

 Owoce galki muszkatalowej.

 Wąż.


 Czy ta liana wytrzyma?



 Papaja na obiad...

... trzeba tylko wydlubac nasionka.


 Orzech i 'kwiat' czyli osnowka muszkatalowca.

 Pajak wielkosci dloni.

 Czasami nie da rady na 2 nogach, trzeba na 4.... ;-)

 Siostra Julina.


 Wyschniete galki.

 Przed powrotem z Pauperu, jedziemy do ostatniej wioski Bau. A tam jak w Amsterdamie - uliczki zawieszone na mostach z cala masa schodow.

 Jedno z ostatnich wspolnych zdjec z Julianem.

 Obiad i kolacja. Ryby z ogniska.


 Nasi gospodarze - Robert i jego zona. Polecamy to miejsce (nie wystepuje w LP)

 Wspolna zabawa z miejscowymi dzieciakami na plazy w 'who is winer?'

I wspolne zdjecie :-)

3 komentarze:

  1. Pytanie do slynnych podroznikow:
    Slynny Eberhardt Rumphius dokladnie zapoznal sie z przyroda i mieszkancami wysp obecnej
    Indonezji. W slynnym dziele 'Herbarium Amboinense' Rumphius pisze o 'Fungus igneus' - ognistym grzybie i licznych jego zastosowaniach wsród krajowców (tez Ambon).
    A w czasach nam blizszych, podczas pierwszej Wojny Swiatowej zolnierze brytyjscy na froncie zachodnim oznakowywali helmy blyszczacym próchnem, by dostrzegac sie w mrokach okopów. Niektórzy nawet mazali grzybem swoje karabiny, by latwo bylo chwycic
    za bron w czelusciach okopów. Bylo to 'swiatlo bezpieczne' - nie grozilo przypadkowym zaprószeniem ognia w magazynach prochu, no i niedostrzegalne dla przeciwnika.

    Czy cos z tych zastosowan jeszcze pozostalo?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie podpisalem i wyszedl anonim!

    RA

    OdpowiedzUsuń
  3. Szanowny Panie Romanie,
    o owym grzybie nie slyszelismy. Julian pokazywal nam jadalne grzyby z dzungli ale sie nie odwazylismy...
    Mam kilkanascie fotek roznych gatunkow (mimo, iz to nie moja dzialka). Jesli bedzie trzeba - wkleje.
    Fakt - jakos te nasze posty malo naukowe ... ;-). Powod? Natka jak przeczytala poczatek chyba 4 cz. 'Plyniemy na Banda Island' podsumowala: 'Tata, ale nuda, kto to bedzie czytal?'.
    Pozdr.
    SKiN
    PS. Moze jednak Karolina skubnela grzybki z dzungli, stad te przypadlosci zoladkowe... ;-)

    OdpowiedzUsuń