czwartek, 17 lipca 2014

4 - Z rekinami

12.07.2014 r. 

(Karolina)
      Po 6 godzinach snu, zbieramy sie szybko, bo jestesmy umowieni z mlodym czlowiekiem (Victorem), ktory pomogl nam znalezc nocleg. Jednym z celow naszej podrozy bylo zobaczenie rekinow wielorybich, a dokladnie - chcemy razem z nimi snorkowac. Robimy oplaty i wsiadamy do jeepney. Zaopatrzeni w sprzet do snoorkelingu jedziemy na spotkanie. Juz nie mozemy sie doczekac! Wysiadamy, przechodzimy szybki kurs jak nalezy sie zachowywac w obecnosi rekinow. Uberamy obowiazkowe kamizelki, wsiadamy do malej lodki i plyniemy. Odplywamy kawalek od plazy i naszym oczom ukazuje sie rekin. Zakladamy maski, pletwy i wskakujemy do wody. Tu nawet trudno opisac wrazenia. Nagle kolo mnie przeplywa olbrzym. Jest ogromny. Czuje sie przy nim taka mala. Plyne za nim, gdy z drugiej strony przeplywa kolejny, tracajac mnie pletwa. Jego skora jest jak aksamit. Wynurzam sie zeby odetchnac, gdy znowu sytuacja sie powtarza. Zaczymam sie lekko obawiac, chociaz wiem, ze jedza tylko plankton. Kiedy po raz czwarty musialam sie mocno nagimnastykowac zeby nie zostac 'zjedzona', doszlam do wniosku, ze juz mam dosyc. Samo snoorkowanie przewidziane jest tylko na 45 min. Wracam na lodke i czekam na Natke i Slawka i ich wrazenia. Ogladajac filmy czy zdjecia rekinow wielorybich ma sie swiadomosc ze sa olbrzymie ale dopiero spotkanie z nimi uswiadamia nam ogrom ich rozmiarow. Wracamy na brzeg dzielac sie wrazeniami. Dla mnie to doswiadczenie, to spotkanie, mozliwosc dotkniecia rekina bylo jak do tej pory najwiekszym przezyciem w naszych wyprawach. 
      Wrocilismy do naszgo pokoju, zimny prysznic i poszlismy na sniadanie. Natka jadla pieczony bekon w sosie slodko-kwasnym, ja klopsiki miesne a Slawek kalamarnice. Za cale sniadanie zaplacilismy 12 zl :-). Plan na dalsza czesc dnia byl taki aby jak najszybciej przedostac sie na Bohol do Tagbilaran. Najprosciej jest wynajac lodz i po 2 godz. jest sie w Tagbilaran. Nieststy ta droga okazala sie poza naszym budzetem. Jest jednak tansza opcja - 1,5 godz. publicznym autobusem do Argo (w kierunku Cebu City), a potem 2 godz. promem. Pakujemy plecaki i idziemy na przystanek autobusowy. Autobusy kursuja co 5 minut, wiec nie czekamy zbyt dlugo. Tym razem mamy wersje luksusowa, bo jest klimatyzacja. Wysiadamy w Argo i idziemy do portu. Patrzymy na rozklad, za godz. jest prom i plynie tylko 2 godz. Podchodzimy do kasy no i okazuje sie ze rozklad jest nieaktualny! Prom odchodzi o 4 nad ranem. Zrezygnowani wracamy na przystanek i jedziemy do Cebu, kolejne 2 godz. Wysiadamy na dworcu poludniowym i szukamy informacji jak dostac sie do portu. Pomoc oferuje nam młody chłopak. Jak sie okazuje to nie była prosta sprawa. Tylko jeden oznaczony nr 02B jeepney jezdzi do portu. Za pomoc chcialam dac gosciowi kase, nie przjal, podziekowal i powiedzial ze z przyjemnoscia nam pomogl. Docieramy do portu, za 20 min. mamy prom. Kupujemy bilety i idziemy do teminala. A tu pelna kontrola bagazy, lacznie z przeswietlaniem ich. Prom juz podplywa wiec wsiadamy do niego. W koncu o 19 docieramy na miejsce. Lapiemy tricykl i jedziemy szukac noclegu. Kierowca oferuje ze zawiezie nas do polecanego przez niego hoteliku. Miejsce na 1 noc jest ok. Umawiamy sie z kierowca ze jutro rano zawiezie nas do Baclayon, skad mamy plynac na wyspe Pamilacan. Zostawiamy tylko plecaki i idziemy poznym wieczorem cos zjesc. Na szczescie zaraz obok podaja kurczaka z grilla. Jestesmy juz tak zmeczeni, ze gdyby okazalo sie ze trzeba gdzies isc dalej lub podjechac to pewnie bysmy zrezygnowali. Tym razem mamy goraca wode pod prysznicem.
[KS]

(Slawek)
     Wstajemy wczesnie rano, pedzimy za Viktorem po plazy i razem z kilkoma Filipinczykami jedziemy pol kilometra dalej. Tam przechodzimy szybkie szkolenie jak zachowywac sie w kontakcie z rekinami. Wiemy juz ze nie mozemy ich dotykac a najlepiej trzymac sie od nich dalej niz 4 metry. Za dotkniecie grozi jakas bardzo wysoka kara. Nasza trojka wsiada na niewielka lodz z rybakiem wyplywamy 100 - 200 metrow od brzegu. Z Polski wiezemy caly plecak ekwipunku do snoorkowania, wiec bazujemy na nim, nie musimy pozyczac. Wskakujemy o wody. O Rany! Sa! Jest ich kilka! Podplywaja do lodzi. Sa karmione planktonem. Niektore plywaja prawie pionowo, siorbioc plankton z powierzchni wody. 
    Rekiny wielorybie. Dorosle osoniki moga osiagnac nawet 18 metrow dlugosci i 20 ton wagi. Mozna je spotkac we wszystkich oceanach i wiekszosci morz. Preferuja jednak wody zasobne w plankton, gdyz nim sie odzywiaja. Nie sa drapieznikami. Na Filipinach jest duza szansa spotkania ich w Donsol lecz tu w okolicach Oslob (Tan-Awan) sa dokarmiane planktonem i w zasadzie mozna je podziwiac przez caly rok. To dziwne ale nie ma o tym nawet malej wzminki w przewodniku LP. Przyjezdzaja tu male grupki Filipinczykow z Cebu City oraz bardzo nieliczni Europejczycy. Mozliwosc ich ogladania w okolicach Oslob jest od godz. 6.00 do 12.00 gdyz pozniej slonce mogloby poparzyc im skore. 
     Jestesmy w wodzie. Rozgladam sie wokol, na raz jeden rekin przeplywa 2 metry od mnie, ledwo zdarzylem odskoczyc. Dziewczyny odplynely dalej. Rekiny kraza wokol nas. Niesamowite! Snoorkujac fotografuje i filmuje. Mam na to 45-50 minut. Wtem Natka przede mna macha rekoma z przerazeniem w oczach. Ogladam sie do tylu, metr przede mna widze rozdziawiona paszcze kierujaca sie na mnie. Rany Boskie! Szybki ruch pletwami i uskoczylem mu z drogi. Mam nadzieje ze rekin nie wzial mnie za plankton.
     Koszt tej niesamowitej przygody to okolo 1000 pesos za osobe plus dodatkowe niewielkie oplaty. Czyli za jakies 70 zl ogladam to co inni na kanalach NG. Na Filipinach jest kilka turystycznych miejsc- np.: Boracay, czy chocby na pobliskim Boholu wyspa Panglao lecz Oslob to jeszcze nieodkryty przez masowa turystyke zakatek oferujacy jedna z najwiekszych atrakcji - plywanie z rekinami wielorybimi. 
[SS]


Z tej wlasnie plazy ruszamy pol km na polnoc aby wyplynac 'na rekiny'


Jestesmy na szkoleniu - jak sie zachowac podczas spotkania z rekinami


Wyplywamy w morze... - to jednak szumnie powiedziane, w rzeczywistosci nie dalej niz 200 metrow... i juz - to one przyplywaja do nas ;-)


Jeden z nich, z paszcza przy powierzchni,gdy pochlania plankton


Ten wlasnie plynal z metrowa paszcza do nas...





Jacek Kurski pod woda... - czyli sweet focie.... ;-)




Zasluzone sniadanie, ja wybieram swieze kalamarnice - takie w calosci z wnetrznosciami, dopiero co zlowione i grillowane - atrament rozplywa sie po talerzu - zapach wokol - ale sa przesmaczne



To  tu nam Viktor znalazl nocleg o 1  w nocy. Szkoda ze nie mamy czasu zostac dluzej, czas nas pedzi.

Czekajac na busa do Argo


Docieramy powtornie do Cebu City. Kupujemy bilety na prom i plyniemy powrotnie na Bohol  do Tagmilaran. Wiemy, ze mozna prosciej - z Panglao, a konkretnie - z Alona Beach lecz my jak zwykle w najbardziej skomplikowany sposob - ale to dobrze - mamy przyody  :-) 



3 komentarze:

  1. mieć marzenia to rzecz piękna,mieć je z kim spełniać rzecz bezcenna...powiem zazdroszczę ale i dziękuję za to ,że dzięki wam mogę oglądać takie rzeczy z perspektywy turysty,podróżnika...życzę wielu pozytywnych wrażeń.A$KA F.

    OdpowiedzUsuń
  2. Asiu bardzo dziękujemy za tak miły i głęboki w swej istocie komentarz...
    Tak, trafilas w sedno - to nie swiat materialny ale ten oparty na uczuciach jest dlas cenny.
    Pozdrawiamy i ofetujemy wszelka pomoc w przygotowaniu Wam podobnej wyprawy :-) .
    SKiN

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie, niesaaamowicie...bawcie się dobrze :-)

    OdpowiedzUsuń