poniedziałek, 23 września 2013

W klapkach przez Indonezję

Post bez daty.

   Tytuł posta trochę na pozór dziwny ale postanowiliśmy i tak go napisać :-). Temat o stereotypach w podróżowaniu, a że na przykładzie obuwia? Cejrowski może, to my też... ;-).
   Podczas planowania wyjazdu, każdy przechodzi przez etap 'co zabrać ze sobą'. Oczywiste jest, że najlepiej jest zabrać ze sobą wszystko to czym się na co dzień otaczamy. W myśl zasady - 'nie wiadomo co kiedy może się przydać'. Niestety wszystkiego zabrać nie możemy. W procesie wyboru, następuje wtedy głęboka optymalizacja - zabieramy to co jest niezbędne, z dużym prawdopodobieństwem, że się nam przyda i co (przynajmniej teoretycznie) jesteśmy w stanie unieść i co się zmieści do naszego bagażu. Układamy na kupki nasze ciuchy, obuwie, noże, nożyki, kolejne lampki lampeczki, wszelkiego rodzaju nasze 'przydasie'. Oczywiście z żadnej z tych rzeczy nie jesteśmy w stanie zrezygnować. No bo jak to? Co zrobimy, gdy nam się spodnie podrą a my nie będziemy mieć jeszcze do wyboru innych 3 par? Lub jadąc w tropiki, w nocy będzie za zimno a my nie będziemy mieć śpiworu z 'komfortem 0-10', no jak bez tego wytrzymać? ;-). A więc skrzętnie to wszystko pakujemy do plecaków i ... dziwimy się że weszła tylko połowa. Często dopada nas wtedy chęć kupienia nowego, takiego ponad 100 litrów i jeszcze na wszelki wypadek dodatkowe 20 litrów w opcjonalnym kominie. Ale zaraz, przypominamy sobie, że istnieją jakieś tam limity, ustanowione przez przewoźnika... Cholera..., na bilecie jest, że tylko 20 kg! Dlaczego nie wybraliśmy innej linii lotniczej? Co, konkurencja też ma podobnie? Pięknie! :-/. No cóż, pozostaje nam wybór: albo rezygnujemy z zaplanowanego wcześniej wyjazdu albo ograniczamy nasze 'przydasie' :-). Ograniczyliśmy. Jakoś upchnęliśmy w naszych plecakach, cudem jakoś łapiemy maksymalne wagowe limity wagowe przewoźnika, podnosimy plecak do góry i ... dociera do nas myśl - 'przecież z tym się nie da chodzić przez kilka godzin'. Dobrze jeśli to ostanie dotrze, gorzej jeśli nie. I co dalej? Kolejna eliminacja, a takich podejść kilka?
   Piszemy o tym bo sami kiedyś przez to przechodziliśmy, hmmm..., w zasadzie przed każdą wyprawą mamy tego typu ciągoty. Ale wiemy jak sobie z tym poradzić :-). Najgorzej jest przed pierwszą wyprawą, wtedy opisana powyżej wersja dochodzi do skutku. Podczas wyjazdu łapiemy się na tym z ilu rzeczy w ogóle nie musimy korzystać, a które tylko dlatego że są, to na siłę używamy ale spokojnie moglibyśmy bez nich funkcjonować. Podczas kolejnej wyprawy, zdobywamy doświadczenie, że przecież można dopasować ubrania i obuwie do rejonu w który jedziemy - inaczej zimą do Skandynawii, a inaczej latem w tropiki. Zresztą ta ostatnia destynacja też będzie się różniła w wyborach bo inaczej zaopatrzymy się jadąc do Tajlandii, czy Indonezji a inaczej do któregoś z kraju Afryki Równikowej. W Azji, gdy nam się coś zniszczy lub ubrudzi możemy za śmieszne pieniądze kupić nowe; w Afryce z tym może być różnie. Możemy co jakiś czas sami coś wyprać lub jeśli nadarza się okazja - skorzystać z pralni. Jadąc w tropiki możemy zamiast lekkich śpiworów zabrać tylko wkładki do śpiworów (zszyte prześcieradło, po złożeniu - wielkości dwóch paczek papierosów). Zamiast butów trekowych 'za kostkę' z ciężką podeszwą może warto rozważyć lekkie i szybkoschnące 'adidasy'? No właśnie! O tym ostatnim - obuwie. Przypomniał nam się teraz tytuł posta :-). Do Indonezji zabraliśmy właśnie lekkie obuwie i zwykłe klapki pod prysznic (Natka podpowiada, że nazywają się 'japonki' - niech będzie...). Adidaski założyliśmy zaledwie kilka razy a 80% naszych wędrówek po Indonezji przeszliśmy w ... (tak, tak Natalka, już wiem) japonkach. Wygodniej, przewiewnie, jednym ruchem się zdejmują i zakładają, nie ma problemu z zawiązywaniem. Idealne rozwiązanie na taki wyspiarski kraj jak Indonezja, gdzie zawsze jest jakiś kontakt z wodą... Oprócz bielizny, najczęściej zabieramy po 1 parze długich spodni (ja mam takie z odpinanymi nogawkami, więc oszczędzam na szortach) oraz krótkich, po 2 t-shirty (czasem na miejscu dokupujemy inne), jakiś lekki ortalion, który da się zapakować podobnie jak nasze śpiworki :-). Nie do przecenienia są lekkie polary. Przydają się w pomieszczeniach klimatyzowanych (samoloty, czasem busy), można je założyć nocą, gdy robi się chłodniej lub wykorzystać jako poduszka pod głowę. Nie piszemy nic o bieliźnie bo to już mocno indywidualna sprawa a i miejsca nie generuje tak dużo jak kurtka czy tradycyjny śpiwór.
  Na tym etapie pisania posta doszliśmy do wniosku, że warto go rozwinąć o cos w stylu 'małego poradnika' i umieścić go na stałe na naszym blogu. Mimo, że wiele takich porad funkcjonuje w internecie, to jednak każdy do tematu podchodzi indywidualnie. Tak więc na tym etapie odpuszczamy dalsze nasze wymądrzanie się w temacie - postaramy się zebrać to w punktach po zakończeniu wyprawy.
 [SS] [KS] [NS]

 

1 komentarz: