środa, 20 lipca 2016

2016 - 1. Pomysł i początek

20.07.2016
(SKiN)

    Długo się zastanawialiśmy gdzie w tym roku lecimy. Bliski trafienia był Mirek - obstawiał Peru. Mieliśmy lecieć do Kolumbii i Ekwadoru. niestety przegapiliśmy promocje biletów a były wczesną wiosną w Turkish Airlines. Później cena za 1 osobę to 7,6 tyś zł za bilet do Bogoty. Trochę nas to przerosło. Później pojawił się pomysł, który dokucza mi od kilku lat - Kalimantan ale taki lekko hadrcorowy (przejście Muller Range) z tygodniem naparzania maczetą w dżungli - opór dziewczyn był nie do przeskoczenia. To nie koniec pomysłów. Była i Birma, z Laosem i Pn. Wietnamem. Już prawie witaliśmy się z gąską ale podeszliśmy do pomysłu racjonalnie - wtedy tam szaleje monsun. Średnia przyjemność. My możemy lecieć jedynie wtedy gdy Natka ma wakacje - lipiec - sierpień.

2015 - 32. Powrót

1-2.08.2015.
(SKiN)

   Dziś ostatni dzień na Timorze a także w Indonezji. Wracamy do Dżakarty, a później mamy lot do Istambułu. Wstajemy bardzo wcześnie rano aby zdążyć na samolot. Edwin załatwia tylko dla nas tańsze bemo na konkretną godzinę. Wcześniej przy porannej kawie kibicujemy mu w wypieku bułek na hamburgery. Jest w tym niezły, żartujemy aby otworzył w Kupang McDonalda ;-).
   Bardzo nam się spodobał konkretny ale jednocześnie uczynny charakter Edwina.
 
 

2015 - 31. Sasando

31.07.2015.
(Karolina)

   Dziś nasz przedostatni dzień na Timorze. Z samego rana siadamy do przewodnika i zastanawiamy się co dziś jeszcze możemy zwiedzić. Podpytujemy naszego gospodarza, co ciekawego i wartego jest do zobaczenia. Opowiada nam, że około 20 kilometrów za Kupang, w wiosce Oebelo, jest największa na Timorze pracownia wyjątkowych instrumentów muzycznych - sasando. Instrumenty te i muzyka pochodzą z pobliskiej wyspy Rote ale główny mistrz mieszka w Oebelo. Co prawda koneserami muzyki nie jesteśmy, ale ciekawość bierze górę. Po wyjaśnieniach Edwina - „najpierw w lewo potem w prawo i jeszcze się musicie przesiąść  trzy razy to dojedziecie”. No to ruszamy. W lewo, w prawo i dojeżdżamy do terminala autobusowego, gdzie przesiadamy się do kolejnego busa. Pytamy się miejscowych gdzie mamy wysiąść i wszyscy jak jeden mąż na hasło „sasando” kiwają porozumiewawczo. Pomagają wysiąść w odpowiednim miejscu.


2015 - 30. Wśród poławiaczy morskich glonów

30.07.2015.
(Natalia)

   Następnego dnia rano zjadamy pyszne śniadanie u Edwina. Po posiłku zabieramy podręczny plecak i jedziemy na wybrzeże. Tam czeka wiele małych łódek. Wybieramy jedną, siadamy i płyniemy na małą wyspę Semau. Fale kołyszą całą łodzią. Nie ma mowy o siedzeniu na dziobie, więc siadam obok mamy pod daszkiem. Okazuje się, że nie płyniemy sami. W kilku kartonowych pudełkach podróżują również kurczaki.
 

2015 - 29. W stolicy Nusa Tengara

29.07.2015.
(Sławek)

   Do Kupang dojechaliśmy jeszcze długo przed zachodem słońca. Na forach globtroterskich oraz w przewodniku LP polecany jest człowiek - Edwin Lerrick. Bierzemy więc jakąś taksówkę z dworca do którego dojechaliśmy i staramy się odszukać Edwina. Nie jest to łatwe...
 

2015 - 28. Wracamy do Kupang

29.07.2015.
(Sławek)

   Rano zbieramy się na dworzec. Wracamy do Kupang. Dworzec niedaleko, więc dajemy radę sami. Udaje się nam kupić szybko bilety na jakiś lokalny bus. Ale za chwile musimy się przesiadać do innego. Zdążyliśmy się przyzwyczaić do tych ichniejszych zawiłości komunikacyjnych.
 

2015 - 27. Miasto Kefamenanu i wioska Wini

28.07.2015.
(Sławek)

   Poprzedniego dnia, za pośrednictwem Micky załatwiliśmy dwa motorki i kierowcę. To ochroniarz z naszego hoteliku. Na dzisiejszy dzień wziął sobie wolne aby dorobić sobie na bule, czyli nas - białasów. Ból jest jeden - po angielsku zna tylko 1 słowo: 'Mister'. Spoko, znamy kilka zwrotów w jego języku. Alex, bo tak ma na imię jedzie z Karoliną, ja z Natką na drugim. Wczoraj prosiłem aby mój motorek był z automatyczną skrzynia biegów. Nic z tego, dostałem z manualną i na dodatek rozwalającą się. Jedziemy na północ - do Wini. To rybacka wioska przylegająca do eksklawy Timor Leste - Oecussi.
 
 

2015 - 26. W Królestwie Boti

27.07.2015.
(Natalia)

   Rano mały problem - nie ma Riko i nie ma kierowcy z samochodem terenowym. Po jakimś czasie pojawia się zdenerwowany Riko. Dzwoni wykrzykuje cos w słuchawkę, przeprasza...
   Tata mówi, że przewidział taką sytuację :-). Po godzinie pojawia się inny kierowca z tym samym co wczoraj uzgadnianym samochodem terenowym....
   Szkoda czasu, wraz z Rico oraz kierowcą wyruszamy w podróż do małego królestwa Boti. Liczy one nie więcej niż siedemdziesiąt rodzin, a władzę sprawuje tu król wraz ze swoją żoną.
   

2015 - 25. Soe

26.07.2015.
(Sławek)

   Rankiem wstajemy wcześnie aby nie przegapić przyjazdu syna Mickiego Lumby - Rika. Zjedliśmy śniadanko, zapakowaliśmy się na cały dzień, poczyściłem obiektywy i ... nic. Rika nie ma. Mija godzina od umówionego czasu i nic. Poszliśmy na recepcję zapytać się o naszego wczorajszego przyjaciela. Nie możemy się dogadać, nikt nie zna angielskiego. Jest za to internet. Włączam tłumacza google i jakoś udaje się nam dogadać. Niestety nikt nie zna Pana Lumby. Wpadam na pomysł aby wynająć motocykl i może jakoś tam trafimy z wczorajszą pamięcią. Pomocnik recepcjonisty zgadza się z nami pojechać. Karolina zostaje, a my w trójkę (ja, Natka i nasz kierowca motorka) jedziemy mniej więcej w tym kierunku z którego wczoraj przyjechaliśmy od Lumby. Błądzimy i to strasznie. Liczę, że Natce coś się przypomni... Podstawowym problemem jest brak znajomości bahasa, a angielskiego nikt tu nie zna. Krążymy po połowie miasta zapytując wszystkich "Lumba, teacher". Nic. W końcu, gdy któryś raz przejeżdżamy po rejonie jakoś nam się kojarzącym z wczorajszym pobytem u naszego znajomego, napotkana kobieta na nasze pytanie odpowiada:
- Aaaa... Micki Lumba teacher (reszty nie zrozumieliśmy ale zrozumiał ją nasz kierowca) - chwilę później już byliśmy koło domu Państwa Lumba.

wtorek, 19 lipca 2016

2015 - 24. Timor Zachodni

25.07.2015.
(Sławek)

  Lecimy na kolejną wyspę Indonezji - Timor Zachodni. Wyspa ta jest w posiadaniu dwóch państw - zachodnia jej część właśnie należy do Indonezji, zaś wschodnia z niewielką eksklawką położona w środkowo-północnej jej części (Oecusse) należy do nowego państwa - Timor Leste - czyli Timor Wschodni. O ile znaczna część włóczykii za cel obiera sobie to właśnie jedno z najmłodszych państewek we wschodniej części wyspy, my postanowiliśmy przejechać kawałek jej indonezyjskiej części. Bez planu, bez pomysłu, z kilkoma radami z forów globtroterskich i lakonicznymi notkami z LP. Jak przygoda, to przygoda...
  

2015 - 23. Labuanbajo

24-25.07.2015.
(Natalia)


   Ruszamy dalej. W zachodniej części Flores w końcu widać jakieś równiny. Aż nie chce się wierzyć, że taki monotonny krajobraz, z płaskimi polami ryżowymi można znaleźć na tej wyspie. Po długiej podróży wreszcie przyjeżdżamy do Labuan Bajo.

2015 - 22. Spider fields

24.07.2015.
(Sławek)

    Tego samego dnia jedziemy dalej na zachód, w kierunku Labuanbajo. Po drodze zatrzymujemy się w małej wiosce Cancar, jakieś 17 km na zachód o Ruteng, która leży nieopodal wygasłego wulkanu i u podnóża zbocza za którym mają nas zaskoczyć niesamowite widoki.

sobota, 9 lipca 2016

2015 - 21. W wiosce Ruteng Pu'u

24.07.2015.
(Sławek)

Ruteng to w miejscowym języku nazwa pewnego drzewa dość dobrze znanego w Polsce - Ficus benjamina. W Polsce to ozdobna roślinka doniczkowa, dość podatna na wszelkiego rodzaju fantazje florystów, czy producentów drzewek bonsai. Tu w kraju Manggarai to drzewo zawsze rosło w centralnej części wioski, w kamiennym kręgu. Było drzewem świętym.

piątek, 8 lipca 2016

2015 - 20. W poszukiwaniu hobbitów

24.07.2015
(Sławek)

    "Liang Bua? Sławek odpuść sobie to miejsce, to jedna wielka dziura gdzie nic ciekawego nie ma" - czytam w mailu od Richarda Janiszewskiego, przez którego załatwiliśmy samochód z kierowcą aby przejechać przez co ciekawsze miejsca na Flores. W podobnym klimacie PR utrzymuje się kilka różnych komentarzy odnośnie tego tajemniczego miejsca na wyspie. Jedynie zapaleńcy archeologiczni są ciekawi wieści o tej jaskini. Na forach paleontologicznych widać także ekscytację i traktowanie tej jaskini jako pewnego rodzaju mekki i marzeń o jej odwiedzeniu.
     Czym więc jest jaskinia Liang Bua, że tak skrajne emocje u potencjalnych wizytatorów wzbudza?
Posłuchajcie...